Co
roku USA wydaje 554,2 miliardy dolarów na wojsko stacjonujące w
Ameryce i 88,5 miliardów na wojsko, które wciska swój nos w nie
swoje sprawy w Iraku, Afganistanie lub siedzi na tyłku, dłubiąc w
nosie, w bazach rozproszonych po całym świecie. Dla porównania w
Polsce wydatki całego budżetu Państwa w 2013 wyniosły 334,5
miliardy złotych (ok. 120 miliardów dolarów)!!! Na Wojsko Polskie
każdego roku wydawana jest suma, jaką Amerykanka wydaje na waciki
do demakijażu, skromne 9,7 miliardów dolarów.
Wypada
wspomnieć, że na rok 2013 amerykańska armia liczyła skromne 1 369
532 aktywnych wojskowych (Polska 120 000), i że jest to drugie po
Chinach państwo z największą liczbą żołnierzy. Nie mogę
pominąć również faktu, że amerykańskie jednostki wojskowe są
znane na całym świecie i że każdy zna z nazwy chociażby Navy
Seasl, Marines, czy elitarną szkołę lotnictwa marynarki wojennej –
Topgun.
Bez
wątpienia, USA to gigantyczny kraj i liczba ludności jest ogromna,
ale to nic nie znaczy.
Z
moich obliczeń wynika, że w USA do wojska przystępuje co 229-ta
osoba, a w Polsce co 321-wsza. Powodów z pewnością jest wiele.
Jednym z pewnością są reklamy zachęcające do wstąpienia do
wojska. Zapraszam do obejrzenia filmiku.
Ja
jednak zajmę się tym, co moim zdaniem, zachęca najbardziej: życie
codzienne wojskowego.
Zacznijmy
od baz wojskowych, których jest co niemiara. Jako przykład wezmę
Naval Air Station Patuxent River. Dlaczego akurat to miejsce? A
dlatego, że pisząc staram się opierać na moich doświadczeniach,
a nie na informacjach wyssaniach z palca lub internetu.
NAS
Pax River mieści się w stanie Maryland. Powierzchnia tej bazy
wynosi ok 27 km kwadratowych. Czyli jakie to jest duże?
Kołobrzeg
ma 25,67 km kwadratowych (Wąchock tylko 16...), więc możecie sobie
wyobrazić, że zamiast spacerujących kuracjuszy, SPA i sanatorium,
widzicie żołnierzy, hangary, pasy startowe krzyżujące się z
drogą dla samochodów i znaki drogowe „Ustąp pierwszeństwa
samolotowi” oraz... No właśnie...
Każda
amerykańska baza oprócz obiektów specjalistycznych, o których
wspomniałam powyżej (zależy oczywiście od zastosowania bazy) i
których dogłębnie nie będę analizować (z oczywistych powodów:
braku chęci spędzenia reszty mojego życia na Kubie odpowiadając
na pytania facetów w czerni...) posiada:
- wille dla wojskowych (tak jak na amerykańskich filmach... świetnie jest to pokazane w We were soldiers czyli po naszemu Byliśmy żołnierzami)
- stację benzynową (z tańszym paliwem oczywiście)
- szpital lub klinikę (dla wojskowych i ich rodzin)
- restauracje i fast foody
- kościół, który zmienia dekoracje w zależności od wyznawców, którzy celebrują mszę... (taki 5 w 1 dla luteranów, dla katolików, dla baptystów, dla metodystów i dla anglikanów)
- trochę zieleni.. czyli jakiś skwerek albo park gdzie można wypuścić dzieciaki lub pospacerować w niedzielne popołudnie
- coś dla rozrywki... i nie mówię o granatach czy poligonach... ale o bilardzie, kinie, bowlingu, polu golfowym (pole golfowe jest w NAS Pax River, ale w mniejszych bazach np. w Waszyngtonie, w golfa gra się poza bazą, ale oczywiście na polu należącym do wojska). Wojsko, a raczej akademie wojskowe, mają też swoje drużyny amerykańskiego footballu: Army Black Knights dla wojsk lądowych, Navy Midshipmen football, dla marynarki wojennej i Air Force Falcons dla lotnictwa.
- Exchange i NEX (i inne podobne)
No
właśnie.. co to ten Exchange i NEX? Napiszę o tym za chwilkę,
teraz chciałabym szybko wtrącić, że nie tylko amerykańskie bazy
na terenie USA tak wyglądają. Jak powszechnie wiadomo, Amerykanie
mają bazy na całym świecie od Guam, poprzez Włochy aż po
Kirgistan i muszę powiedzieć wam, że baza, którą widziałam na
Sycylii (Sigonella) wygląda identycznie jak bazy na terenie ich
kraju. Jest osiedle mieszkalne, jest NEX, jest tam wszystko to, co
wymieniłam powyżej! Amerykańskim żołnierzom nic nie brakuje.
Przejdźmy
teraz do wyjaśnienia dziwacznych słów: Exchange i NEX. Są to
kantyny... hmm... a raczej wielkie supermarkety, w których można
kupić WSZYSTKO. Od jedzenia, przez aparaty cyfrowe, po mundury
wojskowe. Czyli taki wojskowy Auchan, ale z jedną zasadniczą
różnicą... w NEXie i Exchange wojskowi nie płacą podatku VAT.
Zamiast kupić aparat cyfrowy za 1000 dolarów, w NEXie dostanie się
go za mniej niż 750 dolarów (kosztuje trochę mniej i do tego nie
płaci się VAT)
Teoretycznie
amerykański żołnierz i jego rodzina nie muszą wychodzić poza
bazę. Na jej terenie mają wszystko co potrzebne jest do życia i do
tego, wszystko jest po niższych cenach. Co więcej nie muszą się
martwić, że ktoś na ulicy odstrzeli im głowę, bo
przecież gdzie jest bardziej bezpiecznie niż w bazie wojskowej?
Przejdźmy
teraz do przywilejów jakie mają aktywni wojskowi, rezerwowi i
weterani:
- niższe stawki ubezpieczeniowe,
- darmowe wejściówki do parków narodowych (zwykły Amerykanin płaci 20-30 dolarów za wstęp),
- zniżki na bilety do kina, teatru itp.,
- zniżki na noclegi w hotelach (można też za kilka gorszy przespać się w specjalnych strukturach wojskowych, które znajdują się na terenie całego kraju. I nie mówię tu o bazach, ale o domkach lub mieszkaniach, które można wynająć od wojska),
- zniżki za wynajmowanie mieszkania (jeśli mieszka się poza bazą),
- niższe oprocentowanie na kredyt (kredyt można wziąć w wojskowym banku, bo oczywiście wojsko ma swój własny bank!!)
i
wiele innych ciekawych ofert, które sprawiają, że życie żołnierza
jest piękne, łatwe i przyjemne. Wystarczy zamachać wojskowym
dowodem lub legitymacją
weterana i wszystkie furtki
magicznie się otwierają.
Jak
już o weteranach mowa, to jak nim zostać?
Weteranem
w USA jest każdy kto służył w wojsku co najmniej 90 dni i jeden
dzień i brał udział w działaniach wojennych. Czyli, żeby nim
zostać, wystarczy pojechać do Iraku, przespać się jedną noc,
wyjść na patrol i postrzelić się w nogę ukradzioną bronią od
dziesięcioletniego terrorysty.
Potem
„pechowy” żołnierz wraca do kraju jako bohater, dostaje kilka
odznaczeń, uścisk ręki od prezydenta i ma prawo domagać się o
wojskową emeryturę.
I
jakby tego było mało, w ciągu roku jest wiele uroczystości, które
przypominają o tym jak ważni są żołnierze i weterani. Jest
hucznie świętowany dzień weterana (o tym pisałam już TUTAJ), są
rocznice wszystkich wojen od secesyjnej (tutaj brak już weteranów
biorących „czynny” udział w obchodach) po wojnę w Wietnamie. Weteranów można bardzo łatwo rozpoznać. Wszyscy mają na głowie czapeczkę z daszkiem, która informuje nas z jakiej okazji dany żołnierz został weteranem.
Mamy: "II World War Veteran" (ci niestety już na wyginięciu), "Vietnam Veteran", albo zwyczajny napis: "Army Veteran".
Żywy
czy martwy, w aktywnej służbie wojskowiej czy weteran, na ulicy usłyszysz zawsze te słowa:
“Thank you Sir for serving our Country”
(Dziękuję, że służy Pan naszemu
krajowi).
Semper
fidelis!