piątek, 27 marca 2015

Los Angeles - Miasto aniołów, a może anielskiej cierpliwości?

Los Angeles, Beverly Hills, Hollywood, Santa Monica, a nieopodal Santa Barbara... Marzenie...

A jak tam właściwe jest?
Przejechaliśmy do tej pory przeszło 5000 km i nie widzieliśmy po drodze ani jednego wypadku samochodowego. Za to w Los Angeles nadrobiliśmy zaległości i na odcinku jednego kilometra zobaczyliśmy dwa!


Piraci drogowi przecinają w poprzek sześciopasmową autostradę, trąbiąc przy tym, jak gdyby myśleli, że klakson to magiczna różdżka, która zatrzyma pozostałe samochody.
Ograniczenia prędkości? W LA nie istnieje coś takiego, o ile uda wam się ominąć korki...
Przejechanie 15 kilometrów z plaży do hotelu zajęło nam 4 godziny!

Centrum LA to nic nadzwyczajnego. 4 wieżowce na krzyż, korki na ulicach i to by było na tyle. Nie muszę wspominać, że w USA zabytków nie ma, więc możecie zapomnieć o romantycznym spacerku między piętnastowiecznym uliczkami . Poza tym, w Los Angeles się nie chodzi... Na pieszych patrzy się jak na jakiś odmieńców. Tutaj każdy ma furę i to nie byle jaką!

No to co tu zwiedzać?
  • Napis Hollywood, który nawiasem mówiąc lepiej dorobić sobie w Photshopie. Jest daleko. Najlepsze miejsce, żeby go zobaczyć jest przy obserwatorium astronomicznym (gdzie znajduje się statua Kopernika),
    ale mimo tego, że to ponoć miejsce, z którego napis jest NAJLEPIEJ widoczy, na zdjęciu będziecie go szukać z lupą. Oczywiście jeśli uda się wam znaleźć miejsce parkingowe...

  • Nadzieja na zobaczenie kogoś sławnego. Możecie sobie pomarzyć.... Gwiazdy się dobrze chowają i nie chodzą tam gdzie jest masa turystów. Chcecie zwiedzić studia filmowe? Tam, też spotkanie hollywoodzkiej sławy graniczy z cudem, ale za to cudem wydacie wszystkie wasze oszczędności na bilet wstępu!
  • Beverly Hills, gdzie możecie kupić sobie kawę za 20 dolarów, ale to oczywiście tylko ,jeśli uda się wam znaleźć miejsce na parkingu, który będzie was kosztował tyle samo co kawa...
  • Hollywood ze słynna aleją gwiazd. Jak dla mnie największa strata czasu. Gwiazdki z imionami sławnych osób biegną wzdłuż ulicy po której chodzi Superman z nadwagą, 
    kilku Transformersów, Iron Man, a jak macie szczęście, to uda się wam również zobaczyć Spidermana. Przed Grauman’s Chinese Theatre możecie popatrzeć na odciski łapek i rączek między innymi Harrisona Forda, Sophii Loren, Kaczora Donalda i innych, i to by było na tyle. Szału nie ma, a ładniejsza aleja jest w Polsce, w Międzyzdrojach.








  • Santa Monica - Najsławniejsza plaża w USA. To właśnie tutaj na molo kończy się słynna Route 66.

    Jest głośno, brudno, śmierdzi rybami i jest tłoczno! Do tego musicie uważać, żeby jeden z wędkarzy nie wbił wam haczyka w nos.
    Widoki... żadne! Jest ocean Spokojny, a z drugiej strony plaża. A plaża jest ogromna... tak ogromna jak ilość ludzi, która się na niej znajduje.



    Człowiek na człowieku, a na tym człowieku jeszcze jeden człowiek. Żeby przespacerować się plażą lub brzegiem morza, musicie lawirować pomiędzy TONAMI Amerykanów, Latynosów i turystów.

  • Jeśli już uprzecie się na wypad do LA i chcecie koniecznie zrelaksować się na plaży, polecam Malibu Beach. Mniej ludzi, spokojniej. Większe prawdopodobieństwo spotkania kogoś sławnego (niektóre gwiazdy mają swoje chatki na wzgórzach Malibu). Można też podziwiać surferów, którzy mają tutaj swój hmm... rezerwat. „World Surf Reserve” to miejsca na świecie, które mają najlepsze fale i właśnie jedno z nich znajduje się w Malibu.






  • Na południe od LA znajduje Long Beach, czyli długa plaża. Długo się tam jedzie i długo też trzeba szukać miejsca parkingowego. My krążyliśmy ok. dwóch godzin i stwierdziliśmy, że Long Beach wygląda równie dobrze z okien samochodu.
Los Angeles - Miasto Aniołów, a ja powiedziałabym: Miasto Anielskiej Cierpliwości.... Cierpliwości do stania w korkach, szukania parkingu i znoszenia czterdziestostopniowego upału wspinając się na wzgórze, z którego napis Hollywood jest ledwo widoczny!

Takie właśnie jest „El Ej”!

środa, 4 marca 2015

Viva Las Vegas!





How I wish that there were more
Than the twenty-four hours in the day
Cause even if there were forty more
I wouldn't sleep a minute away
Oh, there's black jack and poker and the roulette wheel
A fortune won and lost on every deal
All you need's a strong heart and a nerve of steel”

Jak bardzo bym chciał, 
żeby doba miała więcej niż 24 godziny.
I nawet jeśli byłoby ich o czterdzieści więcej,
nie przespałbym ani minuty.
Jest black jack i poker, i ruletka.
Wygrasz i przegrasz fortunę za każdym rozdaniem.
Wszystko czego potrzebujesz to mocne serce i nerwy ze stali”.

Tak o stolicy hazardu śpiewał Elvis Presley i mimo że, od powstania tej piosenki minęło przeszło pół wieku, jej tekst jest jak najbardziej aktualny.
Las Vegas, czyli „żyzne niziny” (z hiszpańskiego), znajduje się w południowej części Stanu Nevada. To światowa stolica hazardu i najbardziej „neonowe” miasto w USA.

Początkowo Vegas było miastem kolejowym, a erę ogromniastych hoteli i kasyn, zapoczątkowała budowa sławnego „Mirage”.

Najbardziej popularną ulicą jest „The Strip”, gdzie mieści się większość megahoteli i kasyn.
Jeśli chcecie odwiedzić to miasto, najlepiej zaplanować pobyt w środku tygodnia. Ceny noclegów spadają nawet o 60-70%!
W Stratosphere Hotel, udało się nam zapłacić 50$ za dobę! Wyobraźcie sobie, że ten sam pokój w weekend kosztował 140$!
Las Vegas to miasto, które można kochać, albo nienawidzić, dlatego nie zdziwcie się, kiedy dwójka waszych znajomych po wizycie w Vegas da wam dwie rozbieżne opinie: „Kicz i beznadzieja!”, „Kocham to miasto!”.





Tak, jak różne są opinie na temat tego miejsca, tak różnorodne jest Vegas.
W Sin City, mieście grzechu, możecie doświadczyć naprawdę wszystkiego.


Spacerując wieczorem po „The Strip”, możecie zobaczyć :
  • kilku „macho”, którzy przeholowali z alkoholem i są właśnie aresztowani,

  • pół nagie nastolatki pijące drinki z litrowych pojemników w kształcie wieży Eiffela,


  • eleganckich panów, ubranych w garnitury od Armaniego, z „uczepioną” jak pijawka piękną panią, ubraną w sukienkę, która zaczyna się i kończy na pępku,
  • panów i panie, którzy rozdają ulotki z wizerunkiem gołych pań i numerem telefonu,
  • żebraków i bezdomnych ze strzykawką wbitą w ramię,

  • Elvisa, Supermana, Irona Mana, Wonder Woman, Transformersów, kilku transwestytów,

  • panie z wielkimi „melonami”, które zakryte są stanikiem wielkości papierka od cukierka Werther’s Original.
A jeśli i wy podczas wizyty w Vegas będziecie biegać po ulicy w samym stroju kąpielowym, trzymając w ręku kieliszek w kształcie kobiecej nogi, 

nie martwcie się, bo „What happens in Vegas, stays in Vegas” (To co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas).
To sławne zdanie, dotyczy również waszych pieniędzy. Załóżmy, że uda się wam coś wygrać. Nie zatrzymacie pieniędzy na długo. Skuszeni niskimi cenami, super ofertami obkupicie się w jednym z tysięcy sklepów. O ile nie jesteście zawodowymi graczami w pokera, nie róbcie sobie wielkich nadziei, wygrana w Vegas jest bliska zeru.
Jeśli jednak uparcie postanowicie zagrać, proszę Was, grajcie w Black Jacka, Ruletkę, Kości, Pokera, cokolwiek co nie jest automatem. Prościej mówiąc, niech „Jednoręki bandyta”, pozostanie jednorękim, a wasze dłonie zaoszczędźcie na grę, w coś, gdzie wygrana nie jest mniej prawdopodobna niż wygranie w totolotka.


Pisałam, że w Vegas można zobaczyć wszystko i muszę dodać, że oprócz przekroju całego społeczeństwa od najbiedniejszych do najbogatszych, od poważniaków do luzaków, można również zobaczyć cały Świat.
Jest Egipt ze Sfinksem i piramidą, 

jest Nowy York z Manhattanem, Statuą Wolności i Brooklin Bridge, 





jest Paryż z Wieżą Eifella, 

jest Rzym z Koloseum, Fontanną di Trevi, 



jest Venezia z gondolami, z Ponte dei Sospiri (Mostem Westchnień), 


jest Wyspa Skarbów, 

a obecnie budowane są Chiny i Singapur! Jeśli wam mało, jest też hotel i kasyno Stratosphere (Stratosfera), z wieżą, z której możecie podziwiać miasto z wysokości 350 metrów. To najwyższa wieża obserwacyjna w USA!


Co więcej, na wieży możecie doznać nieziemskich emocji, decydując się na przejażdżkę jedną z atrakcji „Thrill Rides”:
  • X-Scream, 264 metry nad ziemią zamontowana jest platforma z wagonikiem, który wysuwa się 8 metrów poza krawędź wieży.

  • Insanity, to karuzela, która na wysokości 274 metrów, kręci się z prędkością 64 km/h, przy przeciążeniu 3G, nad znajdującą się przy podstawie wieży ulicą



  • I moja ulubiona atrakcja, z której skorzystałam dwa razy: Big Shot, czyli seria krzesełek przymocowanych do iglicy wynosząca pasażerów 64 m w górę (czyli razem z całą wieżą znajdujecie się na 329 metrach) z prędkością 72 km/h, przy przeciążeniu 4G. Oczywiście, dobrze wiecie z praw fizyki, że to co wzleci, musi spaść... Polecam! Widoki są niesamowite, o ile wasz obiad nie wyląduje na waszej twarzy...


  • Ostatnią z atrakcji jest Sky Jump, czyli skok z wieży, przypominający trochę skok na bungee. W tym wypadku spadamy, aż do samej ziemi.

Byłam na trzech z nich, nie zaliczyłam tylko skoku z wieży. Jest dość drogo i nie można mieć swojej kamerki. Można za to wykupić za dodatkową opłatą film, kręcony przez "firmową" kamerkę. Atrakcja + film kosztują 150$!  Uważam, że spadanie z 261 metrów, warte jest nagrania, ale nie za taką cenę! 

Jeśli jednak nie interesują was ekstremalne emocje, możecie spędzić kilka godzin, podziwiając  niczym zahipnotyzowani, niesamowitą fontannę przed hotelem Bellagio. 

Basen fontanny ma 3,2 hektary (32000 metry kwadratowe), a najmocniejsza dysza, wystrzeliwuje wodę na 140 metrów, czyli ok. 50 metrów wyżej niż ma Statua Wolności. 

Każdego wieczoru, od 8mej do północy, co 15 minut, fontanna „tańczy” w rytm muzyki. Niesamowite widowisko (jego namiastkę możecie obejrzeć w załączonym filmiku na początku posta)!
 Kiedy romantyczna atmosfera i kilka drinków sprawią, że nabierze was ochota na poślubienie kobiety/mężczyzny, którego poznaliście godzinę temu, za drobną opłatą, możecie zalegalizować związek w jednej z pięćdziesięciu kaplic. 

To chyba jedyna rzecz, która „dzieje się w Vegas, ale nie zostaje w Vegas”. Małżeństwa tam zawarte są w pełni legalne, więc ślub wzięty w Vegas, będzie ważny również w Polsce, o ile podeślecie do urzędu odpowiednie dokumenty. Dlatego, gdy będziecie już stać przed Elvisem, który będzie udzielać wam ślubu, zastanówcie się 10 razy, zanim powiecie sakramentalne „tak”. 
Miasto grzechu, miasto wolności, miasto kiczu i przepychu, miasto martwe za dnia i tętniące życiem w nocy... takie jest Las Vegas! Viva Las Vegas!

„Viva Las Vegas turnin' day into nighttime
Turnin' night into daytime.
If you see it once,
You'll never be the same again”

Niech żyje Las Vegas, które zmienia dzień w noc,
zamienia noc w dzień.
Gdy zobaczysz je raz,
nigdy już nie będziesz taki sam.”