czwartek, 19 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!

Wszystkim odwiedzającym chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia Świąteczne. Życzę, aby te Święta przyniosły Wam wiele uśmiechu i radości, żeby karp był bez ości (takie pewnie już w Stanach produkują...), bogatego Gwiazdora (niekoniecznie z Hollywood), emocjonujących chwil podczas oglądania "Kevin sam w domu", a w Nowym Roku pomyślności i spełnienia marzeń (a marzenia można spełniać jak się je dobrze zaplanuje... czyli życzę też wytrwałości w planowaniu!).

Na blogu czas na przerwę świąteczną. Idę śladami Świętego Mikołaja (jak widać na fotce, on też ją ma ).
Po świętach wracam do pisania, więc zapraszam w Styczniu na kolejną dawkę Ameryki. Będzie o suszarce w wannie, o tym jak nie zgubić się w Waszyngtonie, o diecie cud czyli jak przytyć 100 kg w 2 tygodnie, o chlorowanych restauracjach eh... i sami zobaczycie o czym jeszcze...
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i do zobaczenia po Świętach! 

piątek, 13 grudnia 2013

Włoch w Waszyngtonie

Nadszedł moment, aby dać Amerykanom drugą szansę. Jak już pisałam w Trochę Europy w USA czyli Elton John w Waszyngtonie, publiczność na koncercie nie spisała się. Nie można jednak oceniać publiczności tylko po jednym koncercie. 
Tak więc, wybrałam się na kolejny. Tym razem, na koncert osoby, która moim zdaniem ma  najlepszy głos, na świecie. Poza tym jest to osoba najsympatyczniejsza, najskromniejsza i najprzystojniejsza ze wszystkich Włochów. Panie i Panowie, przed państwem Andrea Bocelli.
Po wejściu do znanego już wam Verizon Center, czekała mnie niespodzianka. Pani z obsługi, zatrzymała mnie i zapytała czy nie chcę wymienić moich biletów. Podejrzliwie spytałam dlaczego, a ona odpowiedziała, że czasami tak bywa, że wymieniają za darmo na lepsze miejsca. Tak też, zamiast siedzieć na balkonie, gdzie Bocelli byłby wielkości mrówki, dostałam wejściówkę, na parter. Należy dodać, że wartość mojego biletu to 80$, a tego, który dostałam od sympatycznej pani z obsługi to 500$! To się nazywa ubić dobry interes. Ciekawe czy w Polsce, też cos takiego mogłoby się przydażyć....
Wróćmy jednak do samego koncertu. Wrażenia nie do opisania. Koncert odbył w dwóch częściach. Pierwsza klasyczna, gdzie orkiestra zagrała kawałki z Romea i Julii, Traviaty, Nieszporów Sycylijskich. Nie zabrakło też Ave Maria i jednej z włoskich kolęd. Druga część bardziej rozrywkowa, gdzie Bocelli zaśpiewał utwory ze swoich płyt, takie jak np. Con te partiro, I found my love in Portofino czy Canto della terra.
No, a co z publicznością?
Średnia wieku 65 lat, ale wiek nie przeszkadzał im, żeby bić brawa tak jak się należy. Były też owacje na stojąco, a Bocelli na bis wychodził 4 razy!!! To się nazywa energia! Tym razem Amerykańce spisali się na medal.
Niestety to nie wszystko. Jest też druga  strona medalu. Jak możecie zobaczyć na filmiku, który dołączyłam, koncert był raczej galowy. Nie mówię, żeby każdy musi być ubrany we frak i suknię wieczorową, ale dla uszanowania orkiestry i samego wokalisty (tak, wiem, że jest niewidomy, ale to nic nie znaczy), wypadałoby ubrać się w miarę przyzwoicie. Tylko nieliczny założyli coś odpowiedniego. Reszta była w brudnych jeansach i podkoszulkach wyplamionych od majonezu i keczupu.
Punktem kulminacyjnym jednak był moment jak ludzie zaczęli wnosić piwo, pizzę, popcorn,  hot-dogi, burgery i inne "smakołyki". Co kulturalniejsi zamiast piwa mieli szklaneczkę czerwonego wina....
Wyobraźcie teraz sobie, Bocelli'ego dającego z siebie wszystko śpiewając Ave Maria i publiczność zagryzającą nachos'y i popcorn w rytm muzyki...






wtorek, 10 grudnia 2013

Tragedia w Waszyngtonie, Virginii i Maryland....


No i stało się. Szkoły pozamykane, publiczne instytucje pozamykane. Dzieci i pracownicy nie poszli dziś do pracy. Tragedia!

W porannej telewizji zamiast Good mornig America i Today (Amerykańskich wersji Dzień dobry TVN czy Pytanie na śniadanie) nadają tylko jedną wiadomość.
Wielka tragedia... oj wielka tragedia... w połowie grudnia zaczął padać śnieg!!!! 
1 stopień POWYŻEJ zera. Niecałe 2 centymetry śniegu. Chlapa na ulicach.
Amerykanie zablokowani... anomalia pogodowa... śnieg zimą...
Loty odwołane. Korki na drogach i wypadki. Nikt nie napisał w książeczce DMV (więcej na temat w poście o egzaminie na prawo jazdy) jak jeździ się po śniegu, a raczej po mieszance soli i wody...
Przez 3 godziny NON STOP trajkotanie w telewizji o śniegu. Ile można powiedzieć na temat opadów i śniegu? W Polsce przez całą zimę nie słyszałam, aż tyle różnych informacji o śniegu ile usłyszałam tutaj przez 3 godziny, a to jeszcze nie koniec....
A co mówią? Na przykład, że pada śnieg pod kątem 25 stopni, równomiernie, że śnieg nadaje się do lepienia bałwana, że jest o dużych płatkach, że czas wykonania 10 cm bałwana zajmuje ok. 15 minut, że ludzie mimo tego okropnego śniegu idą do Starbucksa po kawę!!! Tutaj trochę odskoczyli od tematu, bo zapytali jaką kawę pije się kiedy pada śnieg. 
Informacje o opadach śniegu zajmują więcej uwagi i antenowego czasu niż informacje o strzelaninach, o których wspomina się jakby były czymś na porządku dziennym, a reportaż o nich nie przekracza 3 minut...


niedziela, 8 grudnia 2013

Świąteczne zakupy czyli okazja do potwierdzenia mitu o ludziach Walmart

Nadchodzą Święta, więc czas kupić prezenty, dekoracje, choinki, bombki, łańcuchy, światełka i oczywiście szopkę.
Miliardy supermarketów, centr handlowych, sklepów i sklepików zasypują cię  reklamami i ofertami. Tu najlepsza jakość, tam najtaniej...
Ja postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Oprócz zwykłych świątecznych zakupów w promocyjnych cenach, postanowiłam sprawdzić mit o ludziach Walmart.
Walmart to taki duży supermarket, jak w Polsce Auchan czy Carrefour. Można tam kupić wszystko od genetycznie modyfikowanego jedzenia, kwadratowych arbuzów, pomarańczy bez pestek, ciuchów, telewizorów aż po amunicję do twojego karabinu.
Natomiast ludzie Walmart to hmm... ludzie, którzy tam kupują. Na obrazku obok przedstawiam jednego z "ludzi Walamrt".
Oglądając w internecie zdjęcia robione w tym supermarkecie, nie mogłam uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się na prawdę (to link do strony gdzie możesz podziwiać nieograniczoną wyobraźnię tego społeczeństwa http://www.peopleofwalmart.com/photos/).Dlatego też postanowiłam odwiedzić ten sklep po raz pierwszy, właśnie przed świętami, gdzie ruch jest tak wielki, że aby znaleźć miejsce na parkingu trzeba krążyć przez 30 minut w nadziei, że może akurat ktoś skończył już kupować mąkę i jaja w proszku made in china.
W każdym razie, po wejściu do sklepu, wszystko wydawało się być w porządku. Był Święty Mikołaj ze sztuczną brodą, który wysłuchiwał jakie prezenty mini amerykanie chcieliby dostać pod choinkę, była obsługa, która wyglądała dość normalnie. Produkty na półkach, też wyglądały ok. Jednak wszystko nabrało kolorów po wejściu między regały.
Dwustu kilowa kobieta na elektrycznym wózku inwalidzkim jadąca na wstecznym w alejce, w której ledwo się mieściła. Fan Red Skins (drużyny futbolowej), grubszy od pani na wózku i do tego w spodniach z krokiem w kolanach, w bluzie Red Skins, która ledwo zakrywała jego pół nagi tyłek. W dziale kosmetycznym widziałam szczupłą panią w fioletowych włosach ubraną w obcisły kostium w panterkę . Było kilka osób w brudnych ciuchach, w mini spódniczkach ledwo zasłaniających tyłek. Byli też ci, w za luźnych spodniach, którzy demonstrowali swoją bieliznę i nie tylko...
To wystarczyło mi, żeby potwierdzić, że "Ludzie Walmart" na prawdę istnieją. Chciałabym dodać, że w innych supermarketach nigdy nie widziałam tak barwnych osobistości, a byłam w wielu supermarketach, sklepach i sklepikach. 
Tak więc, jeśli będziecie w Stanach, nie zapomnijcie odwiedzić tego supermarketu. To dowód na to, że świat jest na prawdę kolorowy, a ludzie są baaaaardzo kreatywni... :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

W cieniu indyka czyli amerykańskie Thanksgiving

Thanksgiving czyli po naszemu święto dziękczynienia, to chyba jedyne amerykańskie święto, które jest amerykańskie, mimo angielskich korzeni (w Anglii było to święto dożynkowe, a nie dziękczynne). A jak się to zaczęło? W Europie prześladowali Separatystów i grupka pielgrzymów zafundowała sobie rejs razem z biznesmenami z Anglii do Ameryki na stateczku Mayflower (to nie Costa czy Royal Caribbean, ale zawsze coś). W Ameryce polowa umarła, a po ostrej zimie zauważali, że plony są obfite i zdecydowali się na imprezę razem z Indianami z plemienia Wampanoag. Indiańce zafundowali kilka jeleni, kaczki i gęsi. No i właśnie tak wyglądało pierwsze święto dziękczynienia, gdzie czerwonoskórzy z białasami dziękowali za udane plony obżerając się dziczyzną.


To dlaczego na stołach w USA podaje się Indyka? Tego nikt naprawdę nie wie, a historycy mają wiele teorii na ten temat. W telewizji tłumaczą to w taki sposób... (obejrzyjcie filmik).
No, ale do rzeczy.
Amerykanie mówią, że Thanksgiving to święto, które spędza się w domu w rodzinnym gronie, przy kieliszku czerwonego wina i oczywiście z indykiem na stole.
To raczej logiczne, że trzeba siedzieć w domu, bo trudno wyjść na spacer jak indyka trzeba piec i podlewać przez co najmniej 3 godziny...
Mimo, że indyk może być dość smaczny, nie widzę sensu masowej rzezi niewinnych zwierząt, które oczywiście zostały wcześniej nafaszerowane odpowiednimi antybiotykami, ulepszaczami, wodą, solanką i sam Pan Bóg wie czym jeszcze, tym bardziej, że można zjeść krowę, kurę, kaczkę, gęś lub bawoła.
Nie ma to jak zastrzyk, a raczej kęs antybiotykowej mieszanki tuż przed nadchodzącą zimą! 
Ok, zostawmy biednego indyka w spokoju i przejdźmy do strategicznego punktu programu czyli Macy's Thanksgiving Day Parade. 
Co roku, w to święto, w Nowym Jorku odbywa się parada organizowana przez jedną z największych firm odzieżowo-wszystko sprzedających  Macy's. Można podziwiać ogromne (jak to w Ameryce) balony Snoopiego, Pokemonów, Spidermana i innych dziwolągów, występy artystów na platformach i tańce.
To jedna wielka reklama  przed Bożym Narodzeniem. Swoje platformy mają linie lotnicze, sklepy odzieżowe, spożywcze, biura podróży itp.
Oczywiście parada jest rano, więc wszystkie panie domu, które walczą z wepchnięciem piętnastokilowego indyka do piekarnika, mogą obejrzeć paradę w TV.
A gdzie tu w tym wszystkim jest Thanksgiving, czyli dziękczynienie?
Jak sama nazwa wskazuje, w tym dniu powinniśmy dziękować za coś. Dziękować każdy może za co chce, za indyka na stole, za wielki brzuch, za kolejnego hamburgera gratis, którego udało się zdobyć dzięki kuponom, za zdrowie, za poczucie humoru, za teściową, która mieszka daleko itp.
Z mojego punktu widzenia (jako life coacha) to jest świetne święto, aby choć raz w roku być za coś wdzięcznym i zastanowić się tak na prawdę co jest w naszym życiu warte podziękowania. Co więcej, zrobienie listy z dwudziestoma pozycjami, za które możemy być wdzięczni, sprawia, że dostajemy motywacyjnego kopa i poprawia nam się humor.
Szkoda, że w Ameryce tylko nieliczni rozpoczynają dziękczynny obiad od podziękowań... 

czwartek, 21 listopada 2013

Skręcamy na czerwonym świetle czyli Egzamin na prawo jazdy w Ameryce.

Każdy kto przebywa powyżej sześciu miesięcy w USA (przynajmniej taki jest wymóg w stanie Virginia), jest zobowiązany do wyrobienia amerykańskiego prawo jazdy (oczywiście jeśli posiada samochód). Piękne różowo-fioletowe prawko wyrabia się przez 1 dzień.
Na początek, trochę o przygotowaniach do egzaminu.
Pierwszą rzeczą jaką należy zrobić to przeczytanie książeczki z przepisami, która jest dostępna na stronie DMV (Department of Motor Vehicles) czyli naszego WORD (Wojewódzkiego Ośrodku Ruchu Drogowego).
Mnie przeczytanie ze zrozumieniem zajęło godzinkę. Książeczka, w przeciwieństwie do polskiego kodeksu ruchu drogowego, jest napisana prostym językiem (w końcu każdy Amerykanin musi to zrozumieć) i są w niej zawarte informacje o znakach drogowych, o prawach, o tym jak skręcać i jak jechać prosto no i oczywiście o przepisach ruchu drogowego.
Kilka ciekawostek:
  • można skręcać w prawo na czerwonym świetle
  • jeśli jesteśmy na skrzyżowaniu gdzie wszystkie ze stron mają znak STOP, przejeżdża ten, który dojechał jako pierwszy do skrzyżowania. Jednym słowem kto pierwszy ten lepszy.
  • na wielopasmowej jezdni nie ma obowiązku zjechania na prawą stronę jeśli jedziemy wolniej. Samochody mogą nas mijać z prawej i z lewej...
  • ograniczenia prędkości są większe. W mieście 40 km/h a na autostradzie 100 km/h
Najciekawszą rzeczą, która przeczytałam jest instrukcja jak zachowywać się kiedy zatrzyma cię policja.
  • Bądź spokojny
  • Wyłącz silnik, radio i inne urządzenia, które mogą prowadzić do zakłóceń w rozmowie między policjantem a tobą
  • otwórz okno (trudno by było rozmawiać przez zamkniętą szybę, ale Amerykanom trzeba wszystko napisać)
  • miej pasy bezpieczeństwa zapięte i powiedz innym pasażerom, aby nie odpinali pasów
  • pozostań w pojeździe, chyba, że policjant każe tobie wyjść
  • trzymaj ręce w widocznym miejscu, najlepiej na kierownicy; powiedz innym pasażerom aby mieli ręce na widoku
  • nie wykonuj żadnych ruchów, gdyż policjant może pomyśleć, że po coś sięgasz
  • jeśli policjant zapyta o dokumenty, powiedz najpierw gdzie się znajdują, a potem wolnym ruchem sięgnij po nie.
  • itd...
Lepiej stosować się do tej instrukcji, mimo, że dla Polaka może ona brzmieć śmiesznie. Tutaj jednak policjanci strzelają jak tylko widzą jakiś podejrzany ruch, a jeszcze gorzej jak trafi się na policjanta, który ma urojenia, wtedy dostaniemy kulkę prosto w głowę. 
I jak tu się nie stresować? 
Wróćmy do egzaminu. Po tym jak przeczytaliśmy, że możemy skręcać na czerwonym i że policjant może odebrać nam życie, czas na wizytę w DMV i zdanie egzaminu.
W urzędzie dostajemy numerek, druczek do wypełnienia i czekamy na naszą kolej. W między czasie możemy podziwiać stu kilowego Hindusa w mundurze ochroniarza, pachnącego curry, który dumnie spaceruje między rzędami siedzeń z ręką na broni.
Nasza kolej. Podchodzimy do stanowiska. Pani prosi o dokumenty: paszport, stare prawo jazdy, dowód pobytu w USA (np. leasing contract czyli kontrakt wynajęcia mieszkania, albo SSN (Social Security Number) czyli nasz PESEL). Potem szybki test wzroku (urządzenie stoi przy stanowisku). Następnie robią nam zdjęcie i mówią, że mamy sobie usiąść i czekać.
Po 30 min gruby murzyn wyczytuje nasze imię  z amerykańskim akcentem. Podchodzimy do stanowiska komputerowego na test
Egzamin teoretyczny składa się z dwóch części. Są to testy, gdzie tylko jedna odpowiedź jest poprawna. Pierwsza to egzamin ze znaków drogowych. 15 pytań i nie można zrobić ani jednego błędu. Prościzna!
Druga część to egzamin z przepisów i sytuacji drogowych. Tu mamy 25 pytań i możliwość trzech błędów.
Pytania są w stylu:
Jeśli wypiłeś 12 OZ piwa, to jest to równe z:
a) drinkiem 2OZ lub dwoma lampkami wina 4OZ
b) dwoma filiżankami kawy
c) czterema butelkami wódki

Jadąc z prędkością 55MPH jaka jest droga hamowania?
a) 360 Stóp
b) 265 Stóp
c) 325 Stóp

Jeśli zdamy teorię, to czeka nas egzamin praktyczny. I znów musimy iść do poczekalni, usiąść (jeśli jest jeszcze miejsce) i poczekać na egzaminatora.
A egzaminator jest tylko jeden!
Ja czekałam 2 h  na swoją kolej.
Egzamin zdajemy na własnym samochodzie. Najpierw egzaminator sprawdza czy pojazd nadaje się do jazdy. Czyli hamulce, światła, klakson itp.
A potem nic innego, tylko w drogę... Egzaminator mówi gdzie jechać.
Mój  był Pakistańczykiem, ciemny, czarne oczy, wąsik. Brakowało tylko turbanu. Starł się sprawdzić wszystko to czego nie ma w Europie, czyli oglądanie się za siebie przy zmianie pasa ruchu, skręcanie na czerwonym, czytanie znaków drogowych (bo w USA zamiast narysować o co chodzi, to piszą wypracowania, a potem kierowca nie ma czasu, żeby je przeczytać, jak widać na obrazku). 
Bałam się, że na sam koniec powie mi: "Wysadź mnie przy ambasadzie".
Całe szczęście dojechaliśmy cali i zdrowi, nie musiałam go wysadzać, sam wysiadł i z pakistańskim akcentem oznajmił: Zdałaś.
Egzamin o wiele prostszy niż w Polsce. Żadnego parkowania, żadnych łuków, startu pod górkę itd. 
Na koniec tylko opłata 20$, dostajemy tymczasowy papierek, a po tygodniu w skrzynce pocztowej znajdujemy upragnione różowo-fioletowe prawko. 
Prawo jazdy ważne jest przez rok. Po roku musimy dokonać opłaty ponownie. Można to zrobić online, albo wybrać się osobiście do DMV. 
I na koniec, historyjka, która przytrafiła się niedawno jednemu z moich znajomych.
Tak jak pisałam, po roku, musimy odnowić prawo jazdy. Mój znajomy, jako że nie wierzy w technologię, wybrał wizytę osobistą w DMV, żeby dokonać opłaty.

Znajomy: Przyszedłem odnowić prawo jazdy. 
Urzędniczka: Proszę pokazać prawo jazdy i druk I-94 (druczek, który wypełnia się po przybyciu do USA)
Znajomy: Tu jest prawo jazdy. Druczku nie mam. Przecież musiałem pokazać druk jak wyrabiałem prawo jazdy.
Urzędniczka: Nic nie szkodzi. Potrzebuję ten druk, żeby odnowić panu prawko.
Znajomy: hmmm... mam ten druk na mailu. Mogę pani pokazać na moim smartphonie.
Urzędniczka: Nie. Musze mieć wersję drukowaną.

Znajomy po 2 godzinach stania w kolejce i krótkiej rozmowie z urzędniczką, wrócił do domu. Wydrukował I-94 i pobiegł ponownie do DMV. A W DMV po kolejnej godzinie czekania w kolejce....

Znajomy: Przyniosłem druczek, o który pani prosiła.
Urzędniczka: Dziękuje.
Popatrzała przez 2 sekundy i oddała go z powrotem znajomemu...







poniedziałek, 18 listopada 2013

Trochę Europy w USA czyli Elton John w Waszyngtonie



Waszyngton DC to ciekawe miasto. Myślę, że jedno z najfajniejszych w USA. Mix wszystkich kultur z całego świata. O samym mieście i jego atrakcjach  napiszę jednak kiedy indziej. Dziś trochę o rozrywce.

A konkretnie o koncercie Eltona Johna i Verizon Center, gdzie odbyła się impreza.
I jak to w Ameryce bywa, jak możecie zobaczyć na zdjęciu obok, centrum jest baaaaaaaardzo duże. W konfiguracji koncertowej może pomieścić ok. 21 000 osób. To tak jakby zebrać w jedno miejsce wszystkich mieszkańców takiego miasta jak np. Gryfino czy Nakło nad Notecią.
Dużo ludzi równa się mało miejsca. Jak widać na zdjęciu obok, tyle miejsca ma się na nogi, a mając szerokie spodnie (takie jak ja) można nimi głaskać głowę osoby siedzącej przed nami.
Nie byłaby to Ameryka, gdyby na stadionie, na każdym piętrze nie było fast foodów,
więc wyobraźcie sobie 100 kilogramowych Amerykanów z pizzą, piwem, hamburgerami i nachos'ami, którzy siedzą tuż nad wami...
Możecie wrócić do domu z sałatą i keczupem na głowie, a jak będziecie mieć trochę szczęścia to może i skapnie wam trochę piwka.
Tak więc nie ma to jak głos Eltona Johna przy akompaniamencie chrupiących nacho-sów i zapachu spalonych frytek zrobionych z mąki ziemniaczanej i oleju.
I jak już o Sir Eltonie mowa, koncert rewelacja. 3 godziny muzyki bez przerwy. Elton nie zszedł ani razu ze sceny. Zaśpiewał nowe i stare utwory, takie jak Crocodile Rock, czy I'm still standing.
Tylko publiczność była kiepska.
Ludzie zamiast krzyczeć, bić brawa na całego, zachowywali się jakby byli tam za karę. Nawet sam Elton bezradnie rozkłada ręce (foto powyżej). Mało brakowało a Sir John nie wyszedłby na BIS. Na kolejny koncert idę już niedługo, zobaczymy czy Andrea Bocelli też zejdzie ze sceny bez oklasków...
Przypomina mi się, że oglądając wywiady z artystami, którzy byli na koncertach w Polsce, mówili zawsze, że polska publiczność jest najlepsza. Do tej pory myślałam, że mówią tak tylko żeby być miłym, ale przekonałam się na własne oczy i uszy, że to prawda.
Podsumowując, mogę stwierdzić, że koncertowanie z Amerykanami to sztywna zabawa. Ryzykujesz powrót do domu z czerwoną plamą od ostrej salsy pomidorowej na twojej białej bluzce. A szkoda, bo miejsce na koncert super i dobrze zorganizowane. Namiastkę koncertu możecie zobaczyć na filmiku powyżej, który udało mi się nakręcić.
Wracając jeszcze na chwilkę do samego Verizon Center, pisałam wcześniej o konfiguracji koncertowej, to jedna z trzech możliwości skonfigurowania stadionu. W tym samym miejscu odbywają się mecze koszykówki i hokeju na lodzie. Wyobraźcie sobie teraz, że mecz hokeja jest w poniedziałek, czyli trzeba zrobić lodowisko, a we wtorek jest mecz koszykówki, a Washington Wizards, mimo że są wizards (czarodzieje), nie będą grać przecież na lodzie. W środę znów koncert, więc trzeba zdjąć kosze, postawić scenę i tak na okrągło....
Prawie jak w Warszawie na Stadionie Narodowym, jeden dzień piłka nożna, a drugi pole ryżowe...


środa, 13 listopada 2013

Jesienny wypad za miasto - Shenandoah National Park.



Shenandoah National Park znajduje się w Virginii 120 km od Waszyngtonu DC. Jest to jeden z najbardziej znanych parków w Stanach Zjednoczonych. Shenandoah w języku rdzennych Amerykanów oznacza Córka Gwiazd. Idealna nazwa dla miejsca tak pięknego i magicznego jakim jest ten park.
Powstało wiele piosenek o tym miejscu, ja chciałam zaprezentować tą najbardziej znaną.
Zapraszam do posłuchania utworu i do dalszej lektury.

Mapa przedstawia Skyline Drive, szosę która prowadzi wzdłuż parku przez fragment jednego z pasma Appalachów Blue Ridge Mountains. 169 km górskiej drogi, przepięknych widoków, a dla aktywnych 80 szlaków turystycznych.

Podczas przejażdżki możemy zatrzymać się w jednym z Visitor's Center, gdzie można coś zjeść, kupić kilka pamiątek lub porozmawiać ze strażnikiem (Ranger - to ten pan w zielonym mundurze, ciemnych okularach i kowbojskim kapeluszu)  i poznać historię parku.

Dla kierowców, którzy mają ciężką nogę i lubią przyspieszyć to nie jest właściwe miejsce. Przez całą trasę Skyline Drive obowiązuje ograniczenie prędkości do 35mil na godzinę (56km/h). Limit prędkości jest oczywiście dla bezpieczeństwa, ale dzięki niemu mamy więcej czasu na podziwianie wspaniałych widoków i dzikich zwierząt. Można tu spotkać jelenie, sarny, szopy pracze, niedźwiedzie brunatne...
Park jest bardzo dobrze zorganizowany. Oprócz visitor's center czyli Centrum Odwiedzających, znajduje się wiele pól campingowych i kilka hoteli dla tych, którzy boją się niedźwiedzi.
Przy wjeździe do parku pobierana jest opłata (15$), Ranger (Strażnik) wydaję gazetkę o parku i mapę (identyczną jak ta, którą zamieściłam powyżej). Na niej zaznaczona jest cała trasa Skyline Drive, wszystkie punkty widokowe i szlaki turystyczne. 
Jak to w Ameryce bywa, wszystko jest "guided" czyli hmm.. kierowane.  Przed wejściem na każdy szlak jest obszerna "instrukcja obsługi" gdzie wytłumaczone jest jak chodzić po górach, ile zajmie przejście danego szlaku w 2 strony. Jest również napisane, żeby zastanowić się przed wyruszeniem w drogę czy mamy na tyle sił, żeby przejść trasę i wrócić z powrotem. Jest też ostrzeżenie, żeby nie karmić dzikich zwierząt, bo przecież to marzeniem każdego Amerykanina jest żeby niedźwiedź jadł mu z ręki...
Tak więc trzeba być kompletnym idiotą, żeby się zgubić, dostać zawału serca z wysiłku czy wpaść w paszczę niedźwiedzia.
Najlepszą porą na wycieczkę jest jesień. Najlepiej połowa października kiedy liście mają piękne kolory. Ja wybrałam się na początku listopada i jak widać ze zdjęć, krajobraz był śliczny, ale już nie taki kolorowy. Poza tym jesienią nie ma już takiego ruchu. Latem zamiast przyjemniej przejażdżki górskiej, mamy stanie w 169-cio kilometrowym korku.
A jeśli po przejażdżce macie jeszcze mało widoków, zaraz po zjeździe ze Skyline Drive, można wjechać na kolejną górską drogę Blue Ridge Parkway, która biegnie wzdłuż Blue Ridge Mountains przez kolejne 750km...

niedziela, 10 listopada 2013

11 Listopada - Dzień Weteranów



W Stanach Dzień Weteranów jest dniem wolnym od pracy (dla urzędników Państwowych i wojska). To dzień poświęcony pamięci weteranów.
 To kolejna okazja żeby odwiedzić wszystkie możliwe pomniki, memoriały, a także groby poległych. Rodzice tłumaczą dzieciom o wojnach spacerując między uliczkami cmentarza w Arlington. To najbardziej znany i chyba największy cmentarz wojskowy w USA (253ha). Tu wśród grobów rodziny Kennedy znajduje się 400 000 grobów poległych żołnierzy. I też właśnie w tym miejscu najmocniej się odczuwa uznanie na jakie zasługują wszyscy weterani.

I nie chodzi tutaj o czczenie wojen, ale o uznanie tych, którzy walczyli o wolność swoją i innych, o uznanie  ich odwagi i męstwa.

W Stanach każdy Weteran jest osobą uprzywilejowaną. Każdy z nich jest bohaterem.
Patrząc na to z mojej perspektywy, zżera mnie zazdrość. Dlaczego Polacy nie mogą być dumni ze swojego kraju i ze swoich żołnierzy?
Kto w Polsce wie kiedy jest dzień Weteranów?? Kto oprócz prezydenta, Weteranów i kilku innych osób obchodzi ten dzień? Kto widząc weterana na ulicy powie: „Dziękuję, że walczył Pan za naszą wolność”?
W Polsce nawet Dzień Niepodległości nie jest obchodzony tak jak być powinien. Dla Polaków to okazja na długi weekend, albo na lenistwo w domu. Kolejny wolny dzień taki sam jak niedziela... Przeciętny Polak powie: kurcze, dlaczego te centra handlowe pozamykane... nie ma co robić! W końcu dzień wolny, żeby po sklepach pochodzić, a tu nic...
Nikt nawet przez chwilę nie zastanowi się nad tym, że nie tak dawno miliony Polaków walczyło o naszą niepodległość...
A jak byłoby pięknie gdyby przeciętny Polak zachował się tak jak Amerykanin i powiedział: „Kurcze, ale fajnie, dzień wolny, dzień Niepodległości, czas oddać hołd poległym, czas przypomnieć sobie trochę historii, czas cieszyć się wolnością...”


Ehhh.... Ciekawe ile czasu jeszcze musi minąć, żeby Polacy byli dumni ze swojej ojczyzny....

środa, 6 listopada 2013

Call center czyli próba cierpliwości...


W Ameryce wszystko można załatwić przez Internet lub przez telefon. Można ubezpieczyć samochód lub dom, otworzyć konto w banku, zamówić wakacje, kupić lodówkę, a jak coś przestało działać, call center pomoże rozwiązać problem.

Oto kilka sytuacji:

1. Telefon do R. Caribbean

Call Center: Dzień dobry, tu RC w czym mogę pomóc?
X: Dzień dobry, chciałabym rozmawiać z Panią Y.
Call Center: Jaki rejs chciałaby Pani dziś zarezerwować?
X: Nie chcę rezerwować, chciałabym porozmawiać z Panią Y, ona wie wszystko o rezerwacji. Została przypisana jako moja konsultantka i zna wszystkie szczegóły.
Call Center: Jak mogę pomóc Pani w rezerwacji?
X: Nie chcę rezerwować. Czy mogę rozmawiać z Panią Y!??
Call Center: Nie chce Pani rezerwować, czy dobrze zrozumiałem?
X: TAK! Jeśli nie mogę rozmawiać z Panią Y, to do widzenia.
Call Center: Było mi miło Pani dzisiaj pomóc. Do widzenia i dziękujemy, że zainteresowała się Pani RC. 

2. Telefon do ubezpieczalni.

Call Center: Dzień dobry tu Ubezpieczalnia Z, XYZ przy telefonie.
X: Dzień dobry, nazywam się  Frania, chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia. Podaję Panu numer polisy: 1234567890.
Call Center: W czym mogę Pani dzisiaj pomóc?
X: Chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia.
Call Center: A jak się pani nazywa?
X: Frania
Call Center: Czy może pani przeliterować?
X: F R A N I A
Call Center: Dziękuję. Czy może pani podać numer polisy?
X: 1234567890
Call Center: Czy to 123098765?
X: NIE, powtarzam 3 raz!! 1234567890!!!
Call Center: O przepraszam. Dobrze, więc w czym mogę pani dzisiaj pomóc?
X: Chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia.
Call Center: A nie dodała już Pani drugiego kierowcy?
X: Nie!!!
Call Center: chce Pani dodać go teraz?
X: Jeśli mogę to tak.
Call Center: Czy mogę prosić jeszcze raz numer polisy?
X:1234567890
.......

3. Telefon do kablówki.

Call Center: Dobry wieczór Pedro Garcia, Kablówka.
X: Dobry wieczór. Zaciął mi się dekoder. Próbowałam włączyć i nic, wyciągnęłam wtyczkę i po podpięciu ponownie, dekoder jest zacięty.
Call Center: Czy mogę prosić o numer kontraktu?
X: 12345
Call Center: Dziękuję. W czym mogę Pani pomóc?
X: Uh! dekoder się zaciął!
Call Center: Proszę poczekać, przełączę panią do działu technicznego.
X: OK.
Dział Techniczny: Dobry wieczór. W czym mogę pomóc?
X: zaciął mi się dekoder.
Dział Techniczny: Jak się Pani nazywa?
X: Frania
Dział Techniczny: Numer kontraktu proszę?
X: 12345
Dział Techniczny: Pani adres?
X ulica ABCDE 1234, 11-222 Waszyngton DC
Dział Techniczny: Telefon?
X: 123-456-789
Dział Techniczny: Dziękuję. Czyli zaciął się Pani dekoder, tak?
X: Tak, próbowałam włączyć i wyłączyć. Wyciągnęłam nawet wtyczkę, ale dalej nic.
Dział Techniczny: Czy telewizor jest włączony?
X: TAK
Dział Techniczny: Czy w dekoderze pali się zielone światełko?
X: TAK
Dział Techniczny: Proszę wziąć pilota od dekodera i wcisnąć MENU.
X: Nie działa. Mówię przecież, że się zacięło wszystko...
Dział Techniczny: Czy baterie w pilocie są odpowiednio włożone?
X: TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dział Techniczny: Dobrze, czy może Pani wyłączyć dekoder z gniazdka i poczekać 10 sekund?
X: OK, zrobione.
Dział Techniczny: Proszę podłączyć ponownie dekoder pamiętając aby wetknąć wtyczkę do samego końca.
X: OK.
Dział Techniczny: Teraz powinno zadziałać.
X: NIE DZIAŁA!!!!!!!
Dział Techniczny: Proszę poczekać.... /melodyjka/
Dział Techniczny: Przepraszamy to problem z naszej strony. Powinniśmy naprawić usterkę w ciągu godziny. Miło mi, że mogłem Pani pomóc. Do widzenia.
X: Do widzenia....

wtorek, 22 października 2013

Benzyna tańsza niż wino...

Mieszkając 6 lat we Włoszech, na słonecznej Sycylii, gdzie produkowane jest jedno z najlepszych włoskich win Nero d'Avola, przywykłam do picia wina, tak jak  to robią Włosi. Wino piją codziennie, do obiadu i do kolacji. Piją w szklankach, nie w kieliszkach, tak jak w Polsce pije się kompot.
Kiedy dowiedziałam się, że jadę do Stanów, pomyślałam sobie: "Fajnie, czas spróbować sławnych win Kalifornijskich, nie wspominając już o sławnych winach z Wirginii".
W sklepie jednak czekała na mnie niespodzianka. Cena najtańszego wina to 3,90$ za butelkę 0,75l. Przeciętna cena to 10 za butelkę czegoś co naprawdę można wypić ze smakiem.

Dla porównania na Sycylii za butelkę najtańszego wina można było zapłacić 1 Euro czyli dolara i trochę!!! Przeciętna cena to 4 Euro za butelkę dobrego wina... 
Teraz wino piję tylko do kolacji, nie codziennie, nie w szklance a w kieliszku... :))

Jest jednak coś w USA, co jest tańsze niż w Europie. Benzyna.
Jak widać na obrazku obok, cena paliwa za galon jest o wiele niższa od ceny wina. W Waszyngtonie i okolicy, cena paliwa jest obecnie jeszcze niższa - 3,27$ za galon. Jest to raj dla kierowców i wielbicieli Road Trips czyli wycieczek samochodowych. Taniej jest jechać samochodem niż lecieć samolotem. Przeciętny koszt biletu np. z Waszyngtonu do Miami to 350$ za osobę, paliwo w dwie strony na tej samej trasie, zakładając, że samochód to 4x4 wynosi ok. 150$!! Ok, jest to 16 godzin jazdy, ale ile można zobaczyć po drodze, można przenocować w hotelu (ok. 50$) i podziwiać krajobrazy po drodze.
Wnioski wyciągnij sam...
Tankuje się obie rzeczy... ale co lepiej? :)

czwartek, 3 października 2013

Paradoks bezpieczeństwa...

Jedno z dzieci trzyma coś co zostało zakazane w Ameryce aby je chronić. Zgadnij, która to rzecz.
Kilkanaście dni po strzelaninie w Navy Yard, gdzie zginęło 12 osób, znów strzelanina w Waszyngtonie.Tym razem przed Kapitolem, na szczęście strzały padły tylko ze strony policjantów, którzy próbowali zatrzymać samochód, który chwilę wcześniej posłużył trzydziestoparoletniej kobiecie do taranowania bram Białego Domu.
Jak wygląda dbanie o bezpieczeństwo w Stanach?
W każdym muzeum przeszukują tobie torby. W niektórych są wykrywacze metali, w innych jeśli masz przy sobie jakieś płyny, musisz się napić, żeby udowodnić ochronie, że to nie jakaś toksyczna substancja. Zwykły turysta traktowany jest jako przestępca, lub terrorysta.
Policjanci patrolują ulice. W budynkach wojskowych czy rządowych są specjalne systemy rozpoznawania pracowników. 
Można by powiedzieć, że wszystko jest jak należy. Czy można zrobić coś więcej?
Dla bezpieczeństwa dzieci, Amerykanie nie mają w sprzedaży jajek z niespodzianką. Te podstępne przekąski mogą przecież zabić! Nie można sprzedawać jedzenia naładowanego plastikiem! To dopiero dbanie o zdrowie i życie amerykańskich dzieci!
Należy też wspomnieć o zakazie czytania bajki o podejrzanym tytule "Czerwony Kapturek". A Dlaczego? chwila napięcia.... jak to powiedzieć, dziewczynka w koszyczku dla babci niesie butelkę wina!
Przecież to przestępstwo! Nieletnia niesie wino! Nie można na to pozwolić!
W Stanach nawet 90-letnia babcia musi pokazać dowód osobisty kupując butelkę wina czy piwo.
Może to i nadmiar bezpieczeństwa? Jeśli tak, to dlaczego co chwilę słyszy się tutaj o strzelaninach?
Odpowiedź jest banalnie prosta. W Wirginii już 9-cio letnie dziecko. TAK, 9-cio letnie!!! Może być szczęśliwym właścicielem karabinu maszynowego. Dzieci mają swoje kluby strzelnicze, gdzie z rodzinami spędzają weekend. W Europie dzieci też bawią się na podwórku  pistoletami, z jedną tylko różnicą, spluwy są plastikowe.
Każdy może posiadać tutaj broń. Wystarczy iść do supermarketu z bronią i po sprawie.
Obama po ostatniej strzelaninie w Navy Yard zaostrzył przepisy odnośnie kupna broni. Co zrobił? Każdy kto kupuje broń musi złożyć swoje odciski palców. A ja się zastanawiam, co mi po odciskach palców jeśli jakaś rozwścieczona baba z najnowszej generacji karabinem maszynowym strzela na chybił trafił do przechodniów? 
To nie zapobiegnie tragedii. Można ją szybciej złapać, po tym jak odzyska się pocisk wbity w czaszkę pechowego przechodnia! 
W między czasie wesoła wariatka może jeździć od miasta do miasta i strzelać na lewo i prawo! 
Czy nie łatwiej by było zabronić sprzedaży broni??? Zamiast bawić się w ochronę, czegoś od czego ochronić się nie można - od głupoty ludzkiej. Żadne szpiegowanie Facebooka  podsłuchy w telefonach, rejestrowanie rozmów na Skype, czytanie twoich esemesów, śledzenie każdego twojego ruchu przez kamery porozstawiane na każdym centymetrze miasta, nie powstrzyma nikogo przed wyjęciem pistoletu z kieszeni...

wtorek, 1 października 2013

Government shutdown, czyli "zamknięcie" rządu... ale co to znaczy?

Przepraszamy, zamknięte!
W wiadomościach możecie usłyszeć, że Ameryka staje, że 95 procent pracowników NASA, 50 procent pracowników pentagonu zostało wysłanych na przymusowe bezpłatne urlopy.
Co to jednak znaczy dla turysty lub zwykłego mieszkańca dystryktu?

  • miejsca takie jak Lincoln Memorial, Jefferson Memorial, pomnik II Wojny Światowej są zamknięte dla zwiedzających, 
  • zamknięty jest The Mall, czyli wielki trawnik, który znajduje się pomiędzy Kapitolem a Washington Monument (czyli słynnym obeliskiem)
  • zamknięta jest jedna z najsławniejszych ścieżek rowerowych, gdzie ludzie codziennie jeżdżą na rolkach, rowerach czy uprawiają jogging
  • zamknięte jest ZOO i wszystkie darmowe muzea, czyli cały kompleks Smithsonian.
  • nie można parkować samochodu na publicznych parkingach
  • zamknięte są place zabaw...
To tylko atrakcje turystyczne w Waszyngtonie, pomyśl ile miejsc zostało zamkniętych w całych Stanach Zjednoczonych...
Efekt... 
Kilku weteranów z II Wojny Światowej przedarło się przez barykady, żeby zobaczyć pomnik.
Ludzie zatrzymywani są przez policję jeśli jeżdżą na rowerze ścieżce rowerowej, o której pisałam wcześniej.
Dzieci płaczą, bo nie mogą wejść na swój ulubiony plac zabaw.
Turyści przyjeżdżają do Waszyngtonu tylko, żeby "pocałować klamkę" wszystkich muzeów, parków i pomników...
Gdzie tu jest logika? Dlaczego odcinać sobie źródło dochodów? Może i muzea są darmowe, ale za pamiątki, które można tam kupić, trzeba już zapłacić... i to nie małe pieniądze.
ZOO jest zamknięte, ale przecież i tak pracownicy muszą zajmować się zwierzętami! 
Dlaczego zwykły Kowalski musi cierpieć z powodu bandy polityków, którzy sami nie wiedzą czego chcą?



Cyrk, czyli branie kredytu w amerykańskim banku...

Bądź spokojny i bądź rasistą
Z pewnością wiesz, że Ameryka to ogromny kraj. Wszystko jest duże, wielkie i ogromne. Dlatego też każdy kto ma zamiar zostać w USA na dłużej i kto ma zamiar zwiedzić ten kraj, czy chociaż okolicę, w której mieszka, prędzej czy później będzie musiał kupić samochód. Zakładając, że nie jesteś milionerem, nie masz aż tylu oszczędności i że nie drukujesz samodzielnie zielonych banknocików w wolnych chwilach, dość prawdopodobnym będzie wycieczka do banku, po kredyt na samochód.
Tak więc po kilku miesiącach, w końcu decydujesz się na zakup samochodu, idziesz do banku, gdzie miła i uśmiechnięta obsługa, mówi Tobie: "Tak, pewnie, damy Panu kredyt, nie ma problemu, niskie oprocentowanie ok. 2%. Da nam Pan tylko dokumenty, które potrzebujemy i załatwione. Gotóweczka, będzie na Pańskim koncie już następnego dnia." 
Myślisz sobie, wooow super, extra... No to tylko papierkowa robota została, i wybór odpowiedniego samochodu.  Już nie możesz się doczekać!
I tutaj pierwsza niespodzianka...
Dokumenty, które musisz dostarczyć to:

  • potwierdzenie zakupu samochodu (przecież biorę kredyt na zakup auta...?????)
  • dokumenty odnośnie zarobków, miejsca zamieszkania, miejsca zatrudnienia (ok, normalka)
  • ubezpieczenie samochodu (jak mogę mieć ubezpieczenie samochodu bez samochodu??)
Pracownik banku z szerokim uśmiechem na twarzy, mówi, że bez tych dokumentów nie dostaniesz pożyczki, a twoje spostrzeżenie, że nie masz jeszcze samochodu i jak masz mieć samochód bez pieniędzy, nie mówiąc już o ubezpieczeniu samochodu, który NIE ISTNIEJE sprawia, że na  twarzy pracownika banku pojawia się taka sama mina jaka pojawia się na twarzy psychiatry, który przyjmuje do swojego szpitala kolejnego czubka. 
Nie poddajesz się jednak. Myślisz... ok, pojadę kupię samochód (i tak już miałeś kilka modeli na oku...), wpłacisz zaliczkę, załatwisz ubezpieczenie i będzie ok.
W ciągu kilku godzin poszukiwań i wizyt u dealerów udaje ci się znaleźć wymarzony samochód i co więcej utargować dobrą cenę! Wpłacasz zaliczkę. Ubezpieczenie załatwiasz w 5 minut przez telefon. Super, wszystko gotowe. Czas wrócić do banku z kompletem dokumentów.
Twój konsultant wita cię z uśmiechem na twarzy, zbiera wszystkie dokumenty i oświadcza, że teraz to kwestia kilku dni. hmm.. kilku dni? Przecież powiedział, że pieniądze będą na następny dzień... Pytasz o co chodzi, a on spokojnie wyjaśnia, że ta procedura może trochę potrwać.
OK, kilka dni... to nie problem. Poczekasz... Nie spieszy ci się, aż tak bardzo.
I tak po 3 dniach dostajesz odpowiedź z banku, że twoja prośba o kredyt została odrzucona!
Dzwonisz do banku i prosisz o wyjaśnienie. Pani przez telefon mówi, że nie masz historii kredytowej, bo jesteś w Stanach zbyt krótko i nie mogą dać tobie pieniędzy. Jesteś niewiarygodny. Niewiarygodny? No tak, w końcu jesteś z Europy... Europa, taki pryszcz na mapie, gdzieś koło Azji.
Mówisz, że masz stałą posadę, że dostarczyłeś dokumenty i że obiecano tobie tą pożyczkę.
Pani konsultantka mówi, że nie dostali żadnych dokumentów i że masz je im dostarczyć, wtedy ponownie rozpatrzą wniosek. Przez kolejne 40 minut tłumaczysz, że dokumenty dostarczyłeś osobiście do banku i że nie masz ich już przy sobie. Są własnością banku. Zrobiłeś wszystko o co prosili.
Pani konsultantka mówi, że bez dokumentów nie może nic zrobić i że masz dostarczyć dokumenty. Powtarza to 5 razy jak katarynka. Zastanawiasz się: zacięła się czy co?
Grrr... zaczynasz się denerwować. Przecież już wytłumaczyłeś gdzie są dokumenty a kobieta dalej nalega...
Nic... nie poddajesz się. Idziesz do banku na następny dzień, żeby nakrzyczeć na niekompetentną obsługę i dowiedzieć się co dalej.
Po dwugodzinnych wyjaśnieniach, twój konsultant mówi, że wniosek z dokumentami został ponownie przekazany do rozpatrzenia i że nie ma co się denerwować, tak czasami bywa. Prosi o cierpliwość.
Czekasz kolejne dni... Po tygodniu dostajesz odpowiedź: Przyznamy Panu kredyt na samochód za kilka dni.
Znowu!!?? Kilka dni.... kilka dni.... wpłaciłeś zaliczkę na samochód, zapłaciłeś ubezpieczenie... Auto stoi u dealera.... a ty nic z tego nie masz. No ok, masz kredyt. W końcu. Jeszcze tylko kilka dni dzieli cię od przejażdżki twoim wymarzonym autem. Już zaczynasz planować wycieczki.
Po trzech dniach dostajesz  telefon od specjalisty pożyczkowego, który oznajmia wszem i wobec, że przyznają tobie kredyt na 70% sumy wartości samochodu. Czyli jeśli twoje auto kosztuje 10 000 $, od banku dostaniesz 7 000$. Przecież bierzesz kredyt , z tego powodu, że nie masz na chwilę obecną takiej sumy... chcesz spłacać kredyt nie dla przyjemności, tylko z prostego powodu braku wystarczających środków. Jednak nasz wspaniały specjalista pożyczkowy nie daje się przekonać, że kredyt bierze się wtedy kiedy nie ma się pieniędzy. Jednak jego hamburgerowy móżdżek doradza tobie: "Jak pan nie ma pieniędzy, to niech pan kupi tańszy samochód".
Masz dosyć. Wiesz, że ciężko ci będzie znaleźć te dodatkowe 3 000 $ i zapłacić z własnej kieszeni. Nie masz wiele opcji. Samochód zaklepany, ubezpieczenie wykupione (na ten konkrety samochód, a rozwiązanie umowy wiąże się z zapłaceniem słonej kary). 
Pan specjalista kontynuuje "...i oprocentowanie to 12%".
Zaraz zaraz, mówisz... przecież w banku pan konsultant powiedział 2%, D W A  P R O C E N T, a nie 12!!!!!! Między 2 i 12 jest duuża różnica. D U Ż A, różnica. Można się pomylić o 3-4% ale nie o 10%!!!!
Specjalista mówi, że w banku udzielili tobie złych informacji, bo w banku nie pracują specjaliści pożyczkowi, tylko konsultanci i przeprasza za drobne nieporozumienie.
Dlaczego procent podskoczył tak bardzo? Czy konsultant zmyślał? Nie zupełnie. Amerykanin dostałby pożyczkę na 2 procent... A ty, że jesteś tylko małym, nieważnym obcokrajowcem, wrzodem na d... który dopiero przyjechał do "wspaniałego imperium" i dlatego musisz płacić więcej.
Co zrobisz? zgodzisz się na kredyt? zapłacisz karę za rozwiązanie umowy, która będzie prawie taka sama jak wartość samochodu?
Rozwiązań jest kilka, a wniosek tylko jeden:
Ameryka to wolny kraj, ale ty chodzisz ze związanymi rękoma...