Ogłaszam wszem i wobec, i każdemu z osobna, że na blogu nadszedł czas na wakacyjną przerwę.
Leżaki już czekają, Statek Enterprise wyłania się zza krzaków, turyści w ciuchach kąpią się w morzu...
i mi też potrzeba chwili wytchnienia...
Z nową dawką Ameryki wrócę we wrześniu!
A po powrocie spodziewajcie się postów:
o wygodzie,
o pogodzie,
o przeróżnych miastach Ameryki,
o Elvisie, który żyje,
o sprayu na niedźwiedzie,
i o tym jak zostać wzorowym narkomanem!
Życzę Wam udanych wakacji i żegnam się life-coachingowo, zostawiając was z tymi oto cytatami sławnych Amerykańców:
"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj." Mark Twain
"Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz - również masz rację."Henry Ford
"Ludzie są dokładnie tak szczęśliwi, jak myślą, że są."Abraham Lincoln
“Powodem dla którego tak niewielu ludzi odnosi sukces jest to,że nikt nie wymyślił jeszcze sposobu umożliwiającego siedzenie i jednoczesne ślizganie się w górę". W. Clement Stone
Niestety, od czasu do czasu, każdy z nas, prędzej czy później ląduje na
fotelu dentystycznym. Sprawdzenie, borowanie, czyszczenie, wyrywanie, wkręcanie...
Co
roku regularnie odwiedzam dentystę. Zazwyczaj robię to w Polsce.
Tym razem po raz pierwszy, odważyłam się złożyć wizytę u
stomatologa made in USA.
Nikomu
nie życzę wizyty u amerykańskiego dentysty, jeśli wydatków na leczenie u stomatologa nie
pokrywa ubezpieczenie zdrowotne.
Jako, że byłam nowym klientem, zaoferowano mi czyszczenie, sprawdzenie i prześwietlenie
za „skromnie” 99 dolarów.
Skorzystałam
z okazji i pobiegłam na wizytę.
Zostałam
przywitana przez piszczącą asystentkę, która ze sztucznym
uśmiechem od ucha do ucha, posadziła mnie w fotelu dentystycznym bez czekania w kolejce! W oddali
słychać było muzykę klasyczną (Cztery
pory roku Vivaldiego),ale
w momencie, w którym usiadłam się na przedwojennym fotelu rodem z
horroru, usłyszałam utwór, który moim zdaniem powinien być
zakazany w gabinetach dentystycznych: Lot Trzmiela... Posłuchajcie
sami:
Po
kilku minutach przyszła do mnie dentystka i z uśmieszkiem na twarzy
zaczęła zadawać bezsensowne pytania, na które i tak już
odpowiedziałam wcześniej wypełniając druczki podane mi przez panią recepcjonistkę. Potem asystentka zrobiła prześwietlenie
całego garniturku ząbków.
A
dentystka... a dentystka... poszła do kolejnego klienta...
Naszedł
czas na czyszczenie zębów czyli na „odkamienianie”. Pani
stomatolog zostawiła na fotelu drugiego klienta i zabrała się za
czyszczenie moich ząbków. Przerwała w połowie i oświadczyła, że
idzie do klienta, którego zostawiła chwilę wcześniej. Czyszczenie
zostało dokończone przez asystentkę! AAAAAAAA....!!!! Całe
szczęście wszystkie zęby mam jeszcze na swoim miejscu. Dentystka
przyszła po pół godzinie i poprawiła to co asystentka
spierniczyła.
Potem
radośnie oświadczyła, że wszystko jest OK, ALE... ALE..... pokaże
mi prześwietlenie, bo tam jest kilka rzeczy, które należy
wyleczyć. Okazało się, że mam 3 ząbki do roboty (rok wcześniej
u mojej dentystki w Polsce było wszystko pod kontrolą)... Spytałam
ile to będzie kosztować, a dentystka zamiast odpowiedzieć,
wcisnęła mi siateczkę z gratisową pastą i szczoteczką do zębów
i powiedziała, że w recepcji wszystko mi wyjaśnią.
Małomówna
pani recepcjonistka wręczyła mi mój „kosztorys borowania” i
jak zobaczyłam ceny, wszystkie zęby prawie mi wypadły.
Wyobraźcie
sobie, że za jeden ząbek dentystka sadystka liczy sobie skromnie
215 dolarów. Żeby nie rzucać słów na wiatr, oto zdjęcie mojego
kosztorysu.
Recepcjonistka
nalegała żebym umówiła się na borowanie już teraz, ja jednak
odpowiedziałam, że za taką cenę to mam bilet do Polski i
borowanie u mojej dentystki, u której gabinet wygląda jak z XXII
wieku, a nie sprzed pierwszej wojny światowej.
Spytałam
też ile będzie mnie ewentualnie kosztować kolejne czyszczenie
zębów...
Jako
stały klient, za drugą wizytę zamiast 99$, płaci się 169$! Tak
traktuje się stałego klienta!
Amerykańscy
dentyści czyhają na waszą naiwność i chcą wyciągnąć od was
lub od waszej ubezpieczalni jak najwięcej kasy.
Pokuszę
się nawet o stwierdzenie, że specjalnie osłabiają wasze zęby,
żebyście wrócili do dentysty jak najszybciej. Dlaczego tak uważam?
A dlatego, że po ostatnim czyszczeniu moje zęby stały się
nadwrażliwe (nigdy nie miałam tego problemu w Polsce)... Ciekawe
prawda?
Czy
pójdę jeszcze raz do dentysty w USA?
NIE,
o ile nie będzie to ostateczność. Nie mam zamiaru wrócić do
Europy ze sztuczną szczęką i pustym kontem bankowym...
Od czego zacząć... hmm.. Najlepiej od
początku! Na początku był chaos... Potem amerykanie wymyślili
sobie amerykański football (takie rugby dla mięczaków), który
stał się ich sportem narodowym (o football'u pisałam w Super Miskaczyli SUPER BOWL),
a „football” czyli piłkę nożną nazwali „soccer” (słowo
to, nie jest amerykańskie i podchodzi od angielskiego asSOCCiation,
ale dziś nie o tym mowa).
Ogólnie rzecz biorąc, Amerykanie nie
interesują się piłką nożną. Piłka jest sportem dla
dziewczynek. Rodzice zapisują na pilkę córeczki, które nie mają
co zrobić z wolnym czasem po szkole.
Przed rozpoczęciem tegorocznych
mistrzostw świata, w wiadomościach sportowych była tylko minutowa
wzmianka, że coś gdzieś się będzie dziać.
Więcej zainteresowania piłką nożną
pokazały programy typu Today (nasze „Dzień dobry TVN”) lub
Access to Hollywood (program o celebrytach i plotkach z Hollywood).
Treść „reportaży” nie była jednak związana ze sportem, ale
ze słodkim Ronaldo, przystojnym Essaïd Belkalem, umięśnionym
Givanildo "Hulk" Vieira de Souza. Wspomnieli też, że
kobietom marzy się zaliczyć bramkarza Bośni i Herzegowiny Asmira
Begovića. Nic oczywiście nie przebije Włochów (o sławie tego
kraju w USA pisałam w Włochy po amerykańsku). Oto cytat z ELLE o włoskiej drużynie: „
If you can pick only one, be our guest, but we couldn't. FYI, Dolce &
Gabbana is dressing them for the World Cup, so they are already
winners in our book.” czyli: „Jeśli jesteś w stanie wybrać
tylko jednego, proszę bardzo, ale my nie mogliśmy. Dla waszej
informacji, na Mistrzostwa ubierani są przez Dolce & Gabbana,
więc dla nas już wygrali w naszym rankingu.”
Wszystko zmieniło się, w momencie w
którym Amerykanie zauważyli, że ich narodowa drużyna nie jest
taka zła. Waszyngton DC pobił rekord krajowy w ilości fanów w
pubach i restauracjach, którzy ubrani w flagi, wymalowani w barwy
narodowe z kuflem piwa w ręce kibicowali amerykańskiej drużynie.
W sportowych wiadomościach zamiast
jednominutowej wzmianki, pojawił się kilkuminutowy reportaż, a
dziennikarze z plotkarskich programów przestali podziwiać tyłki i
klaty piłkarzy i w końcu zaczęli mówić o sporcie!
I zrozum tu Amerykanina... Promowanie
Mundialu zaczęło się od zachęcania kobiet do oglądania
przystojniaków biegających za piłką, a skończyło się na męskim
wieczorze w pubie, gdzie kobiety są uciszane, bo co one mogą
wiedzieć o piłce nożnej (mimo, że grały w nią przez całe swoje
dzieciństwo...)!