wtorek, 15 lipca 2014

Wakacyjna przerwa :)

Ogłaszam wszem i wobec, i każdemu z osobna, że na blogu nadszedł czas na wakacyjną przerwę.
Leżaki już czekają, Statek Enterprise wyłania się zza krzaków, turyści w ciuchach kąpią się w morzu... 
i mi też potrzeba chwili wytchnienia...
Z nową dawką Ameryki wrócę we wrześniu!
A po powrocie spodziewajcie się postów: 
  • o wygodzie, 
  • o pogodzie,
  • o przeróżnych miastach Ameryki,
  • o Elvisie, który żyje,
  • o sprayu na niedźwiedzie,
  • i o tym jak zostać wzorowym narkomanem!
Życzę Wam udanych wakacji i  żegnam się life-coachingowo, zostawiając was z tymi oto cytatami sławnych Amerykańców:

"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj." Mark Twain

"Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz - również masz rację." Henry Ford

"Ludzie są dokładnie tak szczęśliwi, jak myślą, że są." Abraham Lincoln

“Powodem dla którego tak niewielu ludzi odnosi sukces jest to,że nikt nie wymyślił jeszcze sposobu umożliwiającego siedzenie i jednoczesne ślizganie się w górę". W. Clement Stone

czwartek, 10 lipca 2014

Dentysta Sadysta!

Niestety, od czasu do czasu, każdy z nas, prędzej czy później ląduje na fotelu dentystycznym. Sprawdzenie, borowanie, czyszczenie, wyrywanie, wkręcanie...
Co roku regularnie odwiedzam dentystę. Zazwyczaj robię to w Polsce. Tym razem po raz pierwszy, odważyłam się złożyć wizytę u stomatologa made in USA.
Nikomu nie życzę wizyty u amerykańskiego dentysty, jeśli wydatków na leczenie u stomatologa nie pokrywa ubezpieczenie zdrowotne.
Jako, że byłam nowym klientem, zaoferowano mi czyszczenie, sprawdzenie i prześwietlenie za „skromnie” 99 dolarów.
Skorzystałam z okazji i pobiegłam na wizytę.
Zostałam przywitana przez piszczącą asystentkę, która ze sztucznym uśmiechem od ucha do ucha,  posadziła mnie w fotelu dentystycznym bez czekania w kolejce! W oddali słychać było muzykę klasyczną (Cztery pory roku Vivaldiego), ale w momencie, w którym usiadłam się na przedwojennym fotelu rodem z horroru, usłyszałam utwór, który moim zdaniem powinien być zakazany w gabinetach dentystycznych: Lot Trzmiela... Posłuchajcie sami: 
Po kilku minutach przyszła do mnie dentystka i z uśmieszkiem na twarzy zaczęła zadawać bezsensowne pytania, na które i tak już odpowiedziałam wcześniej wypełniając druczki podane mi przez panią recepcjonistkę. Potem asystentka zrobiła prześwietlenie całego garniturku ząbków.
A dentystka... a dentystka... poszła do kolejnego klienta...
Naszedł czas na czyszczenie zębów czyli na „odkamienianie”. Pani stomatolog zostawiła na fotelu drugiego klienta i zabrała się za czyszczenie moich ząbków. Przerwała w połowie i oświadczyła, że idzie do klienta, którego zostawiła chwilę wcześniej. Czyszczenie zostało dokończone przez asystentkę! AAAAAAAA....!!!! Całe szczęście wszystkie zęby mam jeszcze na swoim miejscu. Dentystka przyszła po pół godzinie i poprawiła to co asystentka spierniczyła.
Potem radośnie oświadczyła, że wszystko jest OK, ALE... ALE..... pokaże mi prześwietlenie, bo tam jest kilka rzeczy, które należy wyleczyć. Okazało się, że mam 3 ząbki do roboty (rok wcześniej u mojej dentystki w Polsce było wszystko pod kontrolą)... Spytałam ile to będzie kosztować, a dentystka zamiast odpowiedzieć, wcisnęła mi siateczkę z gratisową pastą i szczoteczką do zębów i powiedziała, że w recepcji wszystko mi wyjaśnią.
Małomówna pani recepcjonistka wręczyła mi mój „kosztorys borowania” i jak zobaczyłam ceny, wszystkie zęby prawie mi wypadły.
Wyobraźcie sobie, że za jeden ząbek dentystka sadystka liczy sobie skromnie 215 dolarów. Żeby nie rzucać słów na wiatr, oto zdjęcie mojego kosztorysu.

Recepcjonistka nalegała żebym umówiła się na borowanie już teraz, ja jednak odpowiedziałam, że za taką cenę to mam bilet do Polski i borowanie u mojej dentystki, u której gabinet wygląda jak z XXII wieku, a nie sprzed pierwszej wojny światowej.
Spytałam też ile będzie mnie ewentualnie kosztować kolejne czyszczenie zębów...
Jako stały klient, za drugą wizytę zamiast 99$, płaci się 169$! Tak traktuje się stałego klienta!
Amerykańscy dentyści czyhają na waszą naiwność i chcą wyciągnąć od was lub od waszej ubezpieczalni jak najwięcej kasy.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że specjalnie osłabiają wasze zęby, żebyście wrócili do dentysty jak najszybciej. Dlaczego tak uważam? A dlatego, że po ostatnim czyszczeniu moje zęby stały się nadwrażliwe (nigdy nie miałam tego problemu w Polsce)... Ciekawe prawda?
Czy pójdę jeszcze raz do dentysty w USA?

NIE, o ile nie będzie to ostateczność. Nie mam zamiaru wrócić do Europy ze sztuczną szczęką i pustym kontem bankowym...

wtorek, 1 lipca 2014

Mistrzostwa świata po amerykańsku

Od czego zacząć... hmm.. Najlepiej od początku! Na początku był chaos... Potem amerykanie wymyślili sobie amerykański football (takie rugby dla mięczaków), który stał się ich sportem narodowym (o football'u pisałam w Super Miskaczyli SUPER BOWL), a „football” czyli piłkę nożną nazwali „soccer” (słowo to, nie jest amerykańskie i podchodzi od angielskiego asSOCCiation, ale dziś nie o tym mowa).
Ogólnie rzecz biorąc, Amerykanie nie interesują się piłką nożną. Piłka jest sportem dla dziewczynek. Rodzice zapisują na pilkę córeczki, które nie mają co zrobić z wolnym czasem po szkole.
Przed rozpoczęciem tegorocznych mistrzostw świata, w wiadomościach sportowych była tylko minutowa wzmianka, że coś gdzieś się będzie dziać.
Więcej zainteresowania piłką nożną pokazały programy typu Today (nasze „Dzień dobry TVN”) lub Access to Hollywood (program o celebrytach i plotkach z Hollywood). Treść „reportaży” nie była jednak związana ze sportem, ale ze słodkim Ronaldo, przystojnym Essaïd Belkalem, umięśnionym Givanildo "Hulk" Vieira de Souza. Wspomnieli też, że kobietom marzy się zaliczyć bramkarza Bośni i Herzegowiny Asmira Begovića. Nic oczywiście nie przebije Włochów (o sławie tego kraju w USA pisałam w Włochy po amerykańsku). Oto cytat z ELLE o włoskiej drużynie: „ If you can pick only one, be our guest, but we couldn't. FYI, Dolce & Gabbana is dressing them for the World Cup, so they are already winners in our book.” czyli: „Jeśli jesteś w stanie wybrać tylko jednego, proszę bardzo, ale my nie mogliśmy. Dla waszej informacji, na Mistrzostwa ubierani są przez Dolce & Gabbana, więc dla nas już wygrali w naszym rankingu.”
Wszystko zmieniło się, w momencie w którym Amerykanie zauważyli, że ich narodowa drużyna nie jest taka zła. Waszyngton DC pobił rekord krajowy w ilości fanów w pubach i restauracjach, którzy ubrani w flagi, wymalowani w barwy narodowe z kuflem piwa w ręce kibicowali amerykańskiej drużynie.
W sportowych wiadomościach zamiast jednominutowej wzmianki, pojawił się kilkuminutowy reportaż, a dziennikarze z plotkarskich programów przestali podziwiać tyłki i klaty piłkarzy i w końcu zaczęli mówić o sporcie!

I zrozum tu Amerykanina... Promowanie Mundialu zaczęło się od zachęcania kobiet do oglądania przystojniaków biegających za piłką, a skończyło się na męskim wieczorze w pubie, gdzie kobiety są uciszane, bo co one mogą wiedzieć o piłce nożnej (mimo, że grały w nią przez całe swoje dzieciństwo...)!