czwartek, 21 listopada 2013

Skręcamy na czerwonym świetle czyli Egzamin na prawo jazdy w Ameryce.

Każdy kto przebywa powyżej sześciu miesięcy w USA (przynajmniej taki jest wymóg w stanie Virginia), jest zobowiązany do wyrobienia amerykańskiego prawo jazdy (oczywiście jeśli posiada samochód). Piękne różowo-fioletowe prawko wyrabia się przez 1 dzień.
Na początek, trochę o przygotowaniach do egzaminu.
Pierwszą rzeczą jaką należy zrobić to przeczytanie książeczki z przepisami, która jest dostępna na stronie DMV (Department of Motor Vehicles) czyli naszego WORD (Wojewódzkiego Ośrodku Ruchu Drogowego).
Mnie przeczytanie ze zrozumieniem zajęło godzinkę. Książeczka, w przeciwieństwie do polskiego kodeksu ruchu drogowego, jest napisana prostym językiem (w końcu każdy Amerykanin musi to zrozumieć) i są w niej zawarte informacje o znakach drogowych, o prawach, o tym jak skręcać i jak jechać prosto no i oczywiście o przepisach ruchu drogowego.
Kilka ciekawostek:
  • można skręcać w prawo na czerwonym świetle
  • jeśli jesteśmy na skrzyżowaniu gdzie wszystkie ze stron mają znak STOP, przejeżdża ten, który dojechał jako pierwszy do skrzyżowania. Jednym słowem kto pierwszy ten lepszy.
  • na wielopasmowej jezdni nie ma obowiązku zjechania na prawą stronę jeśli jedziemy wolniej. Samochody mogą nas mijać z prawej i z lewej...
  • ograniczenia prędkości są większe. W mieście 40 km/h a na autostradzie 100 km/h
Najciekawszą rzeczą, która przeczytałam jest instrukcja jak zachowywać się kiedy zatrzyma cię policja.
  • Bądź spokojny
  • Wyłącz silnik, radio i inne urządzenia, które mogą prowadzić do zakłóceń w rozmowie między policjantem a tobą
  • otwórz okno (trudno by było rozmawiać przez zamkniętą szybę, ale Amerykanom trzeba wszystko napisać)
  • miej pasy bezpieczeństwa zapięte i powiedz innym pasażerom, aby nie odpinali pasów
  • pozostań w pojeździe, chyba, że policjant każe tobie wyjść
  • trzymaj ręce w widocznym miejscu, najlepiej na kierownicy; powiedz innym pasażerom aby mieli ręce na widoku
  • nie wykonuj żadnych ruchów, gdyż policjant może pomyśleć, że po coś sięgasz
  • jeśli policjant zapyta o dokumenty, powiedz najpierw gdzie się znajdują, a potem wolnym ruchem sięgnij po nie.
  • itd...
Lepiej stosować się do tej instrukcji, mimo, że dla Polaka może ona brzmieć śmiesznie. Tutaj jednak policjanci strzelają jak tylko widzą jakiś podejrzany ruch, a jeszcze gorzej jak trafi się na policjanta, który ma urojenia, wtedy dostaniemy kulkę prosto w głowę. 
I jak tu się nie stresować? 
Wróćmy do egzaminu. Po tym jak przeczytaliśmy, że możemy skręcać na czerwonym i że policjant może odebrać nam życie, czas na wizytę w DMV i zdanie egzaminu.
W urzędzie dostajemy numerek, druczek do wypełnienia i czekamy na naszą kolej. W między czasie możemy podziwiać stu kilowego Hindusa w mundurze ochroniarza, pachnącego curry, który dumnie spaceruje między rzędami siedzeń z ręką na broni.
Nasza kolej. Podchodzimy do stanowiska. Pani prosi o dokumenty: paszport, stare prawo jazdy, dowód pobytu w USA (np. leasing contract czyli kontrakt wynajęcia mieszkania, albo SSN (Social Security Number) czyli nasz PESEL). Potem szybki test wzroku (urządzenie stoi przy stanowisku). Następnie robią nam zdjęcie i mówią, że mamy sobie usiąść i czekać.
Po 30 min gruby murzyn wyczytuje nasze imię  z amerykańskim akcentem. Podchodzimy do stanowiska komputerowego na test
Egzamin teoretyczny składa się z dwóch części. Są to testy, gdzie tylko jedna odpowiedź jest poprawna. Pierwsza to egzamin ze znaków drogowych. 15 pytań i nie można zrobić ani jednego błędu. Prościzna!
Druga część to egzamin z przepisów i sytuacji drogowych. Tu mamy 25 pytań i możliwość trzech błędów.
Pytania są w stylu:
Jeśli wypiłeś 12 OZ piwa, to jest to równe z:
a) drinkiem 2OZ lub dwoma lampkami wina 4OZ
b) dwoma filiżankami kawy
c) czterema butelkami wódki

Jadąc z prędkością 55MPH jaka jest droga hamowania?
a) 360 Stóp
b) 265 Stóp
c) 325 Stóp

Jeśli zdamy teorię, to czeka nas egzamin praktyczny. I znów musimy iść do poczekalni, usiąść (jeśli jest jeszcze miejsce) i poczekać na egzaminatora.
A egzaminator jest tylko jeden!
Ja czekałam 2 h  na swoją kolej.
Egzamin zdajemy na własnym samochodzie. Najpierw egzaminator sprawdza czy pojazd nadaje się do jazdy. Czyli hamulce, światła, klakson itp.
A potem nic innego, tylko w drogę... Egzaminator mówi gdzie jechać.
Mój  był Pakistańczykiem, ciemny, czarne oczy, wąsik. Brakowało tylko turbanu. Starł się sprawdzić wszystko to czego nie ma w Europie, czyli oglądanie się za siebie przy zmianie pasa ruchu, skręcanie na czerwonym, czytanie znaków drogowych (bo w USA zamiast narysować o co chodzi, to piszą wypracowania, a potem kierowca nie ma czasu, żeby je przeczytać, jak widać na obrazku). 
Bałam się, że na sam koniec powie mi: "Wysadź mnie przy ambasadzie".
Całe szczęście dojechaliśmy cali i zdrowi, nie musiałam go wysadzać, sam wysiadł i z pakistańskim akcentem oznajmił: Zdałaś.
Egzamin o wiele prostszy niż w Polsce. Żadnego parkowania, żadnych łuków, startu pod górkę itd. 
Na koniec tylko opłata 20$, dostajemy tymczasowy papierek, a po tygodniu w skrzynce pocztowej znajdujemy upragnione różowo-fioletowe prawko. 
Prawo jazdy ważne jest przez rok. Po roku musimy dokonać opłaty ponownie. Można to zrobić online, albo wybrać się osobiście do DMV. 
I na koniec, historyjka, która przytrafiła się niedawno jednemu z moich znajomych.
Tak jak pisałam, po roku, musimy odnowić prawo jazdy. Mój znajomy, jako że nie wierzy w technologię, wybrał wizytę osobistą w DMV, żeby dokonać opłaty.

Znajomy: Przyszedłem odnowić prawo jazdy. 
Urzędniczka: Proszę pokazać prawo jazdy i druk I-94 (druczek, który wypełnia się po przybyciu do USA)
Znajomy: Tu jest prawo jazdy. Druczku nie mam. Przecież musiałem pokazać druk jak wyrabiałem prawo jazdy.
Urzędniczka: Nic nie szkodzi. Potrzebuję ten druk, żeby odnowić panu prawko.
Znajomy: hmmm... mam ten druk na mailu. Mogę pani pokazać na moim smartphonie.
Urzędniczka: Nie. Musze mieć wersję drukowaną.

Znajomy po 2 godzinach stania w kolejce i krótkiej rozmowie z urzędniczką, wrócił do domu. Wydrukował I-94 i pobiegł ponownie do DMV. A W DMV po kolejnej godzinie czekania w kolejce....

Znajomy: Przyniosłem druczek, o który pani prosiła.
Urzędniczka: Dziękuje.
Popatrzała przez 2 sekundy i oddała go z powrotem znajomemu...







poniedziałek, 18 listopada 2013

Trochę Europy w USA czyli Elton John w Waszyngtonie



Waszyngton DC to ciekawe miasto. Myślę, że jedno z najfajniejszych w USA. Mix wszystkich kultur z całego świata. O samym mieście i jego atrakcjach  napiszę jednak kiedy indziej. Dziś trochę o rozrywce.

A konkretnie o koncercie Eltona Johna i Verizon Center, gdzie odbyła się impreza.
I jak to w Ameryce bywa, jak możecie zobaczyć na zdjęciu obok, centrum jest baaaaaaaardzo duże. W konfiguracji koncertowej może pomieścić ok. 21 000 osób. To tak jakby zebrać w jedno miejsce wszystkich mieszkańców takiego miasta jak np. Gryfino czy Nakło nad Notecią.
Dużo ludzi równa się mało miejsca. Jak widać na zdjęciu obok, tyle miejsca ma się na nogi, a mając szerokie spodnie (takie jak ja) można nimi głaskać głowę osoby siedzącej przed nami.
Nie byłaby to Ameryka, gdyby na stadionie, na każdym piętrze nie było fast foodów,
więc wyobraźcie sobie 100 kilogramowych Amerykanów z pizzą, piwem, hamburgerami i nachos'ami, którzy siedzą tuż nad wami...
Możecie wrócić do domu z sałatą i keczupem na głowie, a jak będziecie mieć trochę szczęścia to może i skapnie wam trochę piwka.
Tak więc nie ma to jak głos Eltona Johna przy akompaniamencie chrupiących nacho-sów i zapachu spalonych frytek zrobionych z mąki ziemniaczanej i oleju.
I jak już o Sir Eltonie mowa, koncert rewelacja. 3 godziny muzyki bez przerwy. Elton nie zszedł ani razu ze sceny. Zaśpiewał nowe i stare utwory, takie jak Crocodile Rock, czy I'm still standing.
Tylko publiczność była kiepska.
Ludzie zamiast krzyczeć, bić brawa na całego, zachowywali się jakby byli tam za karę. Nawet sam Elton bezradnie rozkłada ręce (foto powyżej). Mało brakowało a Sir John nie wyszedłby na BIS. Na kolejny koncert idę już niedługo, zobaczymy czy Andrea Bocelli też zejdzie ze sceny bez oklasków...
Przypomina mi się, że oglądając wywiady z artystami, którzy byli na koncertach w Polsce, mówili zawsze, że polska publiczność jest najlepsza. Do tej pory myślałam, że mówią tak tylko żeby być miłym, ale przekonałam się na własne oczy i uszy, że to prawda.
Podsumowując, mogę stwierdzić, że koncertowanie z Amerykanami to sztywna zabawa. Ryzykujesz powrót do domu z czerwoną plamą od ostrej salsy pomidorowej na twojej białej bluzce. A szkoda, bo miejsce na koncert super i dobrze zorganizowane. Namiastkę koncertu możecie zobaczyć na filmiku powyżej, który udało mi się nakręcić.
Wracając jeszcze na chwilkę do samego Verizon Center, pisałam wcześniej o konfiguracji koncertowej, to jedna z trzech możliwości skonfigurowania stadionu. W tym samym miejscu odbywają się mecze koszykówki i hokeju na lodzie. Wyobraźcie sobie teraz, że mecz hokeja jest w poniedziałek, czyli trzeba zrobić lodowisko, a we wtorek jest mecz koszykówki, a Washington Wizards, mimo że są wizards (czarodzieje), nie będą grać przecież na lodzie. W środę znów koncert, więc trzeba zdjąć kosze, postawić scenę i tak na okrągło....
Prawie jak w Warszawie na Stadionie Narodowym, jeden dzień piłka nożna, a drugi pole ryżowe...


środa, 13 listopada 2013

Jesienny wypad za miasto - Shenandoah National Park.



Shenandoah National Park znajduje się w Virginii 120 km od Waszyngtonu DC. Jest to jeden z najbardziej znanych parków w Stanach Zjednoczonych. Shenandoah w języku rdzennych Amerykanów oznacza Córka Gwiazd. Idealna nazwa dla miejsca tak pięknego i magicznego jakim jest ten park.
Powstało wiele piosenek o tym miejscu, ja chciałam zaprezentować tą najbardziej znaną.
Zapraszam do posłuchania utworu i do dalszej lektury.

Mapa przedstawia Skyline Drive, szosę która prowadzi wzdłuż parku przez fragment jednego z pasma Appalachów Blue Ridge Mountains. 169 km górskiej drogi, przepięknych widoków, a dla aktywnych 80 szlaków turystycznych.

Podczas przejażdżki możemy zatrzymać się w jednym z Visitor's Center, gdzie można coś zjeść, kupić kilka pamiątek lub porozmawiać ze strażnikiem (Ranger - to ten pan w zielonym mundurze, ciemnych okularach i kowbojskim kapeluszu)  i poznać historię parku.

Dla kierowców, którzy mają ciężką nogę i lubią przyspieszyć to nie jest właściwe miejsce. Przez całą trasę Skyline Drive obowiązuje ograniczenie prędkości do 35mil na godzinę (56km/h). Limit prędkości jest oczywiście dla bezpieczeństwa, ale dzięki niemu mamy więcej czasu na podziwianie wspaniałych widoków i dzikich zwierząt. Można tu spotkać jelenie, sarny, szopy pracze, niedźwiedzie brunatne...
Park jest bardzo dobrze zorganizowany. Oprócz visitor's center czyli Centrum Odwiedzających, znajduje się wiele pól campingowych i kilka hoteli dla tych, którzy boją się niedźwiedzi.
Przy wjeździe do parku pobierana jest opłata (15$), Ranger (Strażnik) wydaję gazetkę o parku i mapę (identyczną jak ta, którą zamieściłam powyżej). Na niej zaznaczona jest cała trasa Skyline Drive, wszystkie punkty widokowe i szlaki turystyczne. 
Jak to w Ameryce bywa, wszystko jest "guided" czyli hmm.. kierowane.  Przed wejściem na każdy szlak jest obszerna "instrukcja obsługi" gdzie wytłumaczone jest jak chodzić po górach, ile zajmie przejście danego szlaku w 2 strony. Jest również napisane, żeby zastanowić się przed wyruszeniem w drogę czy mamy na tyle sił, żeby przejść trasę i wrócić z powrotem. Jest też ostrzeżenie, żeby nie karmić dzikich zwierząt, bo przecież to marzeniem każdego Amerykanina jest żeby niedźwiedź jadł mu z ręki...
Tak więc trzeba być kompletnym idiotą, żeby się zgubić, dostać zawału serca z wysiłku czy wpaść w paszczę niedźwiedzia.
Najlepszą porą na wycieczkę jest jesień. Najlepiej połowa października kiedy liście mają piękne kolory. Ja wybrałam się na początku listopada i jak widać ze zdjęć, krajobraz był śliczny, ale już nie taki kolorowy. Poza tym jesienią nie ma już takiego ruchu. Latem zamiast przyjemniej przejażdżki górskiej, mamy stanie w 169-cio kilometrowym korku.
A jeśli po przejażdżce macie jeszcze mało widoków, zaraz po zjeździe ze Skyline Drive, można wjechać na kolejną górską drogę Blue Ridge Parkway, która biegnie wzdłuż Blue Ridge Mountains przez kolejne 750km...

niedziela, 10 listopada 2013

11 Listopada - Dzień Weteranów



W Stanach Dzień Weteranów jest dniem wolnym od pracy (dla urzędników Państwowych i wojska). To dzień poświęcony pamięci weteranów.
 To kolejna okazja żeby odwiedzić wszystkie możliwe pomniki, memoriały, a także groby poległych. Rodzice tłumaczą dzieciom o wojnach spacerując między uliczkami cmentarza w Arlington. To najbardziej znany i chyba największy cmentarz wojskowy w USA (253ha). Tu wśród grobów rodziny Kennedy znajduje się 400 000 grobów poległych żołnierzy. I też właśnie w tym miejscu najmocniej się odczuwa uznanie na jakie zasługują wszyscy weterani.

I nie chodzi tutaj o czczenie wojen, ale o uznanie tych, którzy walczyli o wolność swoją i innych, o uznanie  ich odwagi i męstwa.

W Stanach każdy Weteran jest osobą uprzywilejowaną. Każdy z nich jest bohaterem.
Patrząc na to z mojej perspektywy, zżera mnie zazdrość. Dlaczego Polacy nie mogą być dumni ze swojego kraju i ze swoich żołnierzy?
Kto w Polsce wie kiedy jest dzień Weteranów?? Kto oprócz prezydenta, Weteranów i kilku innych osób obchodzi ten dzień? Kto widząc weterana na ulicy powie: „Dziękuję, że walczył Pan za naszą wolność”?
W Polsce nawet Dzień Niepodległości nie jest obchodzony tak jak być powinien. Dla Polaków to okazja na długi weekend, albo na lenistwo w domu. Kolejny wolny dzień taki sam jak niedziela... Przeciętny Polak powie: kurcze, dlaczego te centra handlowe pozamykane... nie ma co robić! W końcu dzień wolny, żeby po sklepach pochodzić, a tu nic...
Nikt nawet przez chwilę nie zastanowi się nad tym, że nie tak dawno miliony Polaków walczyło o naszą niepodległość...
A jak byłoby pięknie gdyby przeciętny Polak zachował się tak jak Amerykanin i powiedział: „Kurcze, ale fajnie, dzień wolny, dzień Niepodległości, czas oddać hołd poległym, czas przypomnieć sobie trochę historii, czas cieszyć się wolnością...”


Ehhh.... Ciekawe ile czasu jeszcze musi minąć, żeby Polacy byli dumni ze swojej ojczyzny....

środa, 6 listopada 2013

Call center czyli próba cierpliwości...


W Ameryce wszystko można załatwić przez Internet lub przez telefon. Można ubezpieczyć samochód lub dom, otworzyć konto w banku, zamówić wakacje, kupić lodówkę, a jak coś przestało działać, call center pomoże rozwiązać problem.

Oto kilka sytuacji:

1. Telefon do R. Caribbean

Call Center: Dzień dobry, tu RC w czym mogę pomóc?
X: Dzień dobry, chciałabym rozmawiać z Panią Y.
Call Center: Jaki rejs chciałaby Pani dziś zarezerwować?
X: Nie chcę rezerwować, chciałabym porozmawiać z Panią Y, ona wie wszystko o rezerwacji. Została przypisana jako moja konsultantka i zna wszystkie szczegóły.
Call Center: Jak mogę pomóc Pani w rezerwacji?
X: Nie chcę rezerwować. Czy mogę rozmawiać z Panią Y!??
Call Center: Nie chce Pani rezerwować, czy dobrze zrozumiałem?
X: TAK! Jeśli nie mogę rozmawiać z Panią Y, to do widzenia.
Call Center: Było mi miło Pani dzisiaj pomóc. Do widzenia i dziękujemy, że zainteresowała się Pani RC. 

2. Telefon do ubezpieczalni.

Call Center: Dzień dobry tu Ubezpieczalnia Z, XYZ przy telefonie.
X: Dzień dobry, nazywam się  Frania, chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia. Podaję Panu numer polisy: 1234567890.
Call Center: W czym mogę Pani dzisiaj pomóc?
X: Chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia.
Call Center: A jak się pani nazywa?
X: Frania
Call Center: Czy może pani przeliterować?
X: F R A N I A
Call Center: Dziękuję. Czy może pani podać numer polisy?
X: 1234567890
Call Center: Czy to 123098765?
X: NIE, powtarzam 3 raz!! 1234567890!!!
Call Center: O przepraszam. Dobrze, więc w czym mogę pani dzisiaj pomóc?
X: Chciałabym się dowiedzieć czy mogę dodać drugiego kierowcę do ubezpieczenia.
Call Center: A nie dodała już Pani drugiego kierowcy?
X: Nie!!!
Call Center: chce Pani dodać go teraz?
X: Jeśli mogę to tak.
Call Center: Czy mogę prosić jeszcze raz numer polisy?
X:1234567890
.......

3. Telefon do kablówki.

Call Center: Dobry wieczór Pedro Garcia, Kablówka.
X: Dobry wieczór. Zaciął mi się dekoder. Próbowałam włączyć i nic, wyciągnęłam wtyczkę i po podpięciu ponownie, dekoder jest zacięty.
Call Center: Czy mogę prosić o numer kontraktu?
X: 12345
Call Center: Dziękuję. W czym mogę Pani pomóc?
X: Uh! dekoder się zaciął!
Call Center: Proszę poczekać, przełączę panią do działu technicznego.
X: OK.
Dział Techniczny: Dobry wieczór. W czym mogę pomóc?
X: zaciął mi się dekoder.
Dział Techniczny: Jak się Pani nazywa?
X: Frania
Dział Techniczny: Numer kontraktu proszę?
X: 12345
Dział Techniczny: Pani adres?
X ulica ABCDE 1234, 11-222 Waszyngton DC
Dział Techniczny: Telefon?
X: 123-456-789
Dział Techniczny: Dziękuję. Czyli zaciął się Pani dekoder, tak?
X: Tak, próbowałam włączyć i wyłączyć. Wyciągnęłam nawet wtyczkę, ale dalej nic.
Dział Techniczny: Czy telewizor jest włączony?
X: TAK
Dział Techniczny: Czy w dekoderze pali się zielone światełko?
X: TAK
Dział Techniczny: Proszę wziąć pilota od dekodera i wcisnąć MENU.
X: Nie działa. Mówię przecież, że się zacięło wszystko...
Dział Techniczny: Czy baterie w pilocie są odpowiednio włożone?
X: TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dział Techniczny: Dobrze, czy może Pani wyłączyć dekoder z gniazdka i poczekać 10 sekund?
X: OK, zrobione.
Dział Techniczny: Proszę podłączyć ponownie dekoder pamiętając aby wetknąć wtyczkę do samego końca.
X: OK.
Dział Techniczny: Teraz powinno zadziałać.
X: NIE DZIAŁA!!!!!!!
Dział Techniczny: Proszę poczekać.... /melodyjka/
Dział Techniczny: Przepraszamy to problem z naszej strony. Powinniśmy naprawić usterkę w ciągu godziny. Miło mi, że mogłem Pani pomóc. Do widzenia.
X: Do widzenia....