czwartek, 4 grudnia 2014

Indiański mit...

Z czym kojarzą się wam Indianie? Z westernami? Z książkami o dzikim zachodzie? Z Apaczami i Winnetou? Z fajką pokoju? Z szamanem?
Nie wiem jak wam, ale mnie kojarzą się właśnie z tym wszystkim!
Wybierając się w podróż po USA miałam nadzieję, że spotkam prawdziwych Indian. Niekoniecznie na mustangach, z pióropuszami i łukiem, czy też tańczących przy ognisku taniec deszczu i palących fajkę pokoju.
Marzyło mi się spotkać Indianina, w zwykłych ciuchach, bez łuku i fajki, ale z którym będę mogła pogadać, wypytać o zwyczaje i tradycje, a kto wie...może i jakieś czary!
Zamiast tego, czekała mnie duża niespodzianka.
Byłam na terenie kilku rezerwatów i to co zobaczyłam, niestety, zrujnowało moje przekonanie i wielki szacunek jakim darzyłam Indian.
Zacznijmy od tego, że przeciętny Indianin nie różni się wagowo od Amerykanina. Spod tłuszczu, który zalewa całą twarz i ciało, ledwo można dostrzec, że to Indianin, a nie przerośniętyChinczyko-amerykaniec”.
Indiański przewodnik podczas wycieczki konnej w Monument Valley
Tańczący z chustami...
Nie mieszkają w tipi, a w przyczepach campingowych, lub skromnych chatkach.
Dużo z nich pije i nie w głowie im tradycje, tylko kolejna butelka "wody ognistej".
Ci którzy nie piją i pracują na tych, co piją, siedzą ubrani w kowbojskie ciuchy i czekają na turystów z ofertami wycieczek jeepem, koniem lub piechotą...
Indianin kowbojem? To tak jakby Putin i Obama byli najlepszymi przyjaciółmi.
Indianie przeważnie nie są przyjaźnie nastawieni. Rzadko który jest zainteresowany rozmową, większość z nich uśmiecha się nieszczerze i rozmawia, bo musi.
Nie ma co się dziwić,że nie lubią białych. Rozumiem to i szanuję. Też nie byłabym miła dla ludzi, którzy wepchnęli mnie do rezerwatu jak do ZOO, zabrali całą moją ziemię, a do tego traktują mnie jako atrakcję turystyczną.
Z zemsty, Indianie próbują też wyłudzić jak najwięcej kasy od turystów.
Za wycieczkę do Antelope Slot Canyon (który opiszę w jednym z kolejnych postów) płaci się 48$ od osoby. W kanionie grupy turystów przeganiane są jak bydło. Czy warto tam jechać (poczuć się jak krowa przepędzana od zagrody do zagrody), dowiecie się z postu o tym kanionie.
Pan przewodnik podczas zaganiania "bydła"...

Do tego proszą się o napiwek dla kierowcy, dla chłopców, którzy tańczyli z hula-hoop, dla pani kasjerki, że wydała bilety i za to że pogoda jest dzisiaj ładna.
Tańczący z kółkami...

Organizatorzy zachwalają, że przewodnikiem będzie „Native American”, czyli prawdziwy rdzenny Amerykanin, ale nie byłabym taka pewna czy każdy z przewodników jest Native. Niektórzy bardziej przypominają Latynosów z Salwadoru czy Meksyku.
I gdzie ci wszyscy „prawdziwi Indianie”?

Nie wiem... może chowają się gdzieś w krzakach?
Chciałoby się powiedzieć parafrazując tekst znanej piosenki: „Dziś prawdziwych Indian już nie ma....” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz