środa, 17 grudnia 2014

Antelope Slot Canyon - „Tsé bighánílíní” czyli miejsce gdzie woda płynie przez skały.

Antelope Canyon znajduje się w północnej Arizonie. To jedna z najpopularniejszych atrakcji w tej części USA.
Żeby dostać się do tego cudu natury, trzeba zarezerwować wycieczkę. Jest kilka firm, które zajmują się ich organizacją. My wybraliśmy: www.antelopeslotcanyon.com
Dlaczego? Była to pierwsza strona na jaką "wpadłam" w internecie i przeczytałam, że wycieczka jest prowadzona przez prawdziwego Indianina Navajo.
No to zaczynamy...
Na miejscu (czyli przed biurem organizatora wycieczki) musieliśmy stawić się 30 minut przed czasem, czyli o 10.00 rano.
Indianie przywitali nas tradycyjnymi tańcami i krótką historią ich plemienia. 
Po kilkunastominutowym występie, byliśmy delikatnie zmuszeni do zostawienia napiwków za pokaz. Po ich zebraniu, (myślę, że było tam ponad 300$), Indianie załadowali nas na pick-upy. W tym momencie, po raz pierwszy poczułam się jak bydło ładowane do ciężarówki. Całe szczęście, nie jechaliśmy na ubój, ale na wycieczkę...
Złe myśli szybko przemieniły się w pozytywy, przecież nigdy nie jechałam na pick-upie prowadzonym przez prawdziwą Indiankę!
Przejażdżka była dość ciekawa, wiatr, piach we włosach i w zębach. Pani przewodniczka złamała co najmniej 4 ograniczenia prędkości i przejechała raz na czerwonym świetle. Trzęsło nami i kołysało, prawie jak w wesołym miasteczku!
Za nami jechało jeszcze 5 innych pick-upów z resztą "bydła" yy.. tzn. turystów.
Po dotarciu na miejsce zobaczyliśmy, że nie jesteśmy sami i że przed kanionem stoi jeszcze 10 innych pick-upów. 
Otworek, który widać z tyłu kadru, to Antelope Slot Canyon

Pani przewodniczka dała nam jasne instrukcje: „trzymamy się razem, nie odchodzimy od grupy i jak mówię, że idziemy to idziemy, nie można stać w jednym miejscu, bo za nami wchodzą kolejne grupy.”
Kanion ma mniej więcej 200 metrów długości i na tej długości w momencie, w którym przyjechaliśmy, było ok. 200 osób, do tego dojechaliśmy my i pozostałe 5 pick-upów co dało nam kolejne 60 osób.
Nasza przewodniczka, dodała na koniec: „jak macie jakieś pytania to proszę bardzo”.
Nie wyjaśniła dlaczego taki kanion się tu znajduje, dlaczego się tak nazywa... w zasadzie nie powiedziała NIC!
Po wejściu do kanionu zaczęło się przeganianie "bydła". Pani przewodnik mówiła nam tylko i wyłącznie co można zobaczyć w skałach: tu niedźwiedź, tu Lincoln, tu zachód słońca w Arizonie, tu Monument Valley, tu oko smoka a tam oko kota.
Mówiła też pod jakim kontem zrobić zdjęcie, żeby dobrze wyszło. W mojej grupie prawdziwe aparaty miałam tylko ja, mój mąż i jeszcze jeden Pan z Australii, a pozostałe 10 osób robiło zdjęcia telefonami i tabletami.
"Profesjonalista" z komórką...

Był też jeden Chińczyk, który swoim dziesięcio-calowym tabletem wchodził mi w kadr i oczywiście nie rozumiał po angielsku... pani przewodniczka kilka razy musiała wytargać go za ciuchy z miejsca na miejsce, bo facet nie chciał się ruszyć!! Ja „niechcący” trafiłam go kilka razy łokciem..
W kanionie jest dość ciemno (podczas zwykłej wycieczki nie można mieć statywu. Statyw można zabrać tylko wtedy, kiedy wykupi się wycieczkę dla fotografów), więc ci, którzy znają się troszkę na fotografii, zrozumieją, że z telefonu czy tabletu nic dobrego nie wyjdzie. Chińczykowi to jednak nie przeszkadzało i w każdym zakątku kanionu, wyginał się, żeby zrobić 20 fotek tego samego miejsca.
Nasza Pani przewodnik znała się na fotografii, tak jak ja znam się na technologi pocisków ziemia-powietrze MIM-14 Nike Hercules.  Natomiast jej „najcenniejszą” wskazówką było stwierdzenie: „Przełączcie aparat w tryb automatyczny, to sam wam dobierze dobre ustawienia, tylko pamiętajcie, żeby wyłączyć lampę błyskową!”
Przewodniczka po niecałej godzince "przepchała" nas na drugi koniec kanionu, gdzie kilka grup słuchało jednego z przewodników grającego na indiańskiej fujarce.
Po dwóch minutach postoju, powiedziała: „teraz wracamy i proszę się nie zatrzymywać i nie robić zdjęć! Musimy zrobić miejsce pozostałym grupom.”
I tak, przegonieni, niczym bydło na amerykańskich ranczach, zwiedziliśmy przepiękny i niepowtarzalny kanion Tsé bighánílíní.



2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo :) ciężko tam się robi fotki... nie ma czasu dobrze aparatu ustawić i zawsze w górę, bo u dołu kadru zawsze ludzie :(

      Usuń