Z
czym kojarzy się Tobie muzeum? Mnie kojarzy się z nudą, szkołą
podstawową i wycieczkami, podczas których muzealni przewodnicy
gasili ostatnie iskierki zainteresowania historią, nauką, podróżami
i każdą inną rzeczą. Kojarzy mi się z dziwnym zapachem, z ciszą,
z zakazem jedzenia (a przecież w chlebaku zawsze były pyszne
kanapki i słodycze, które aż prosiły się by je zjeść) i z
zakazem dotykania eksponatów. Jedyne pozytywne skojarzenie to
paputki, w których można było się ślizgać po muzealnych
korytarzach i uwagi przewodnika i wychowawczyni: Tylko się nie
ślizgajcie!!!
Na
pytanie: Jak było w muzeum? Odpowiadałam zawsze: Okropnie....
Wyobraźcie
sobie teraz, że mieszkacie w mieście, które jest słynne ze swoich
muzeów, że jest ich aż 19! Horror!
Jednak
pewnego pięknego dnia, za górami, za lasami, za oceanem, moje
skojarzenia z muzeami uległy radykalnej zmianie.
Miasto,
o którym wspomniałam to Waszyngton DC. To tu znajduje się
największy kompleks muzealny na świecie: Smithsonian. 19 ogromnych
muzeów takich jak Air and Space Museum (Muzeum Lotnictwa i
Astronautyki) o skromnej powierzchni 71,000 m2,
National Museum of Natural History (Muzeum Historii Naturalnej) o
powierzchni 123,000 m2, National Museum of the American Indian
(Muzeum Rdzennych Amerykanów), National
Museum of American History
(Muzeum Historii Amerykańskiej), National Archives (Archiwa
Narodowe) czy Holocaust Museum (Muzeum Holokaustu). Nie można
zapomnieć o Smithsonian ZOO o powierzchni 66 hektarów.
Ogólnie
rzecz biorąc, wszystko bardzo duże, jak to w Ameryce...
Nie
będę się rozpisywać co jest w każdym z muzeów,
bo o tym możecie poczytać sami, albo przyjechać i zobaczyć na
własne oczy. Powiem tylko w skrócie.
W
Air and Space Museum w Waszyngtonie można zobaczyć samoloty
wszelkiego rodzaju, kapsułę Friendship 7, w której John Glenn
obleciał po raz pierwszy Ziemię, rakiety made in USA i made in ZSSR, a w drugim budynku muzeum, który mieści się niedaleko DC (w
Dulles), można podziwiać samolot Black Bird, prom Discovery,
samoloty takie jak Tomcat czy f-35, oraz słynny Enola Gay.
W
National Museum of Natural History można zobaczyć dużo wypchanych
zwierząt, szkielety dinozaurów i historię ewolucji, gdzie
reprodukcje głów neandertalczyków czy australopiteków, które wyglądają
jak żywe.
W
National Archives jest konstytucja (pierwsza na Świecie, Polacy się
spóźnili, nasza jest druga...), kupa dokumentów o UFO,
konspiracjach, wojnie itd.
OK,
ale czy warto to zobaczyć? Czy nie jest to wszystko nudne jak flaki
z olejem?
Tu
jest hałas, nie ma paputków, niektóre eksponaty można dotykać,
można jeść, bo w każdym muzeum obowiązkowo jest jakiś fast
food, a ludzie, którzy pracują w muzeach, żyją tym co robią.
Opowiadają o wszystkim z ogromną pasją i masz wybór czy słuchać
ich czy nie. Chodzić po muzeum możesz jak chcesz, w prawo w lewo
prosto czy na rękach. Nikt nic nie powie, nikt nikogo nie ucisza i
co najważniejsze wszystkie muzea Smithsonian są darmowe.
Możesz
pomyśleć, że jest inaczej, bo wspomnienia jakie mam, są z
dzieciństwa i że jako dziecko myśli się inaczej. Prawda, ale w
każdym z muzeów jest dział specjalnie przeznaczony dla dzieci,
gdzie mogą dotykać, robić eksperymenty, oglądać bajki na dany
temat. I tak np. w Air and Space mogą nauczyć się na podstawie
różnych doświadczeń co to jest siła nośna, mogą polecieć
samolotem (są symulatory), a w jednym z poważniejszych muzeów,
muzeum Holokaustu, wszystko przedstawione jest na podstawie życia
jednego z małych chłopców, którego zabrano do obozu. Dzieci mogą
przejść przez całe jego życie, przez pokój jaki miał jak był w
domu, przez szkołę, aż do obozu koncentracyjnego, po drodze
czekają na nie różne zadania, na które muszą znaleźć odpowiedz
w poszczególnych pomieszczeniach.
Nawet
w sekcji dla dorosłych jest dużo rzeczy, które można przekręcić,
wykręcić, dotknąć, przycisnąć. Wszystko po to, żeby jak
najlepiej i najciekawiej przekazać wiedzę.
Można
podnieść słuchawkę i wysłuchać tajnych rozmów telefonicznych
prezydenta Reagana, można pobawić się w rozszyfrowanie Enigmy,
można polatać myśliwcem wojskowym i zestrzelić kilka samolotów,
można wejść do kokpitu Jumbo Jeta, można dotknąć skały
księżycowej, można przejść przez wagon, który transportował
ofiary holokaustu do obozów. Jednym słowem jest co robić, a
wycieczka po muzeum zajmuje średnio 5-6 godzin.
W
każdym muzeum jest sklep z pamiątkami. Hmm... raczej supermarket
gdzie można kupić kombinezon kosmiczny, kurtkę pilota, kości
dinozaura, sztucznego lwa, jedzenie astronautów, statki kosmiczne,
kopię konstytucji, długopisy ze światełkiem, pióropusz indiański,
kubki, magnesy i wszelkiego rodzaju gadżety.
Na
koniec dwa zdania o ZOO. Tu też można dotykać. Co prawda tylko
zwierzęta na farmie czyli krowę, osła, konia itp. Też jest dużo
atrakcji dla dzieci. Co jest jednak najfajniejsze, że wybiegi dla
zwierzaków są ogromne. Nie tak jak w Polsce, gdzie lew siedzi na
wybiegu 2m na 2m. Żeby obejść wybieg np. lwa, potrzeba co najmniej
10min. W ZOO są też specjalne budynki, gdzie różnego rodzaju
małpki, lemury i inne dziwactwa skaczą po drzewach tuż nad twoją
głową. Po Zoo chodzą pracownicy, których można zapytać o
zwierzaki. Czasami mają ze sobą kości zwierząt, które dają do
dotykania. Wszystko po to, żeby każdy znalazł coś dla siebie.
Teraz
na pytanie: Jak było w muzeum? Odpowiadam: Dotknęłam skały
księżycowej, wylądowałam promem kosmicznym bezpiecznie na ziemi,
spotkałam kilka dinozaurów w drodze na mostek kapitański
lotniskowca, sprawdziłam jak działa silnik spalinowy, a potem
poszłam na hamburgera....
Aniu, ale Tobie zazdroszczę takich wrażeń. W kraju pomału - ale bardzo pomału - wszystko zmierza w dobrych kierunkach w muzealnictwie. Takim zaskoczeniem było otwarte np. niedawno w Gdańsku nad Motławą Centrum Kultury Morskiej - placówka muzealna ale w sporej mierze interaktywna i tam można dotykać, ruszać, tworzyć coś samemu, zagadywać. A Tobie zazdroszczę takich wrażeń bo loty kosmiczne to akurat coś co mnie fascynuje podobnie jak prehistoria i zwierzaki. Zdjęcia cudne. Sama bym chętnie wylądowała promem kosmicznym!
OdpowiedzUsuńKocham Polskę z wszystkimi jej niedoskonałościami, polskie papu. Wiem gdzie jaki kraj sie znajduje, znam historię wielu krajów...no i pod czaszką mam sporo szarych komórek a zawdzięczam to chyba polskim niedoskonałościom i szkolę, przeklinanej ale jestem douczona w miarę dokładnie...JA NIE CHCĘ BYĆ DUMNĄ AMERYKANKĄ MACHAJĄCĄ FLAGĄ...UFF...UWIELBIAM TWOJE POCZUCIE HUMORU I WDZIĘK Z JAKIM OPISUJESZ TO, O CZYM PRZECIĘTNY POLAK NIE MA POJĘCIA....marząc o amerykańskim stylu życia. Trochę znam tych realiów, Opisywała mi je przyjaciółka po dwuletnim pobycie w USA. Wróciła radosna, że jest u siebie. Stwierdziła, że TAM nie umie żyć, że USA nie każdemu służy. Mieszkała na peryferiach Waszyngtonu, tam dalej mieszka Jej córka. Przystosowała się, młoda to i mniej sentymentów w niej drzemie..Dziękuję za fajną rozrywkę w trakcie czytania. Masz dar rozbawiania:)
OdpowiedzUsuń