poniedziałek, 2 grudnia 2013

W cieniu indyka czyli amerykańskie Thanksgiving

Thanksgiving czyli po naszemu święto dziękczynienia, to chyba jedyne amerykańskie święto, które jest amerykańskie, mimo angielskich korzeni (w Anglii było to święto dożynkowe, a nie dziękczynne). A jak się to zaczęło? W Europie prześladowali Separatystów i grupka pielgrzymów zafundowała sobie rejs razem z biznesmenami z Anglii do Ameryki na stateczku Mayflower (to nie Costa czy Royal Caribbean, ale zawsze coś). W Ameryce polowa umarła, a po ostrej zimie zauważali, że plony są obfite i zdecydowali się na imprezę razem z Indianami z plemienia Wampanoag. Indiańce zafundowali kilka jeleni, kaczki i gęsi. No i właśnie tak wyglądało pierwsze święto dziękczynienia, gdzie czerwonoskórzy z białasami dziękowali za udane plony obżerając się dziczyzną.


To dlaczego na stołach w USA podaje się Indyka? Tego nikt naprawdę nie wie, a historycy mają wiele teorii na ten temat. W telewizji tłumaczą to w taki sposób... (obejrzyjcie filmik).
No, ale do rzeczy.
Amerykanie mówią, że Thanksgiving to święto, które spędza się w domu w rodzinnym gronie, przy kieliszku czerwonego wina i oczywiście z indykiem na stole.
To raczej logiczne, że trzeba siedzieć w domu, bo trudno wyjść na spacer jak indyka trzeba piec i podlewać przez co najmniej 3 godziny...
Mimo, że indyk może być dość smaczny, nie widzę sensu masowej rzezi niewinnych zwierząt, które oczywiście zostały wcześniej nafaszerowane odpowiednimi antybiotykami, ulepszaczami, wodą, solanką i sam Pan Bóg wie czym jeszcze, tym bardziej, że można zjeść krowę, kurę, kaczkę, gęś lub bawoła.
Nie ma to jak zastrzyk, a raczej kęs antybiotykowej mieszanki tuż przed nadchodzącą zimą! 
Ok, zostawmy biednego indyka w spokoju i przejdźmy do strategicznego punktu programu czyli Macy's Thanksgiving Day Parade. 
Co roku, w to święto, w Nowym Jorku odbywa się parada organizowana przez jedną z największych firm odzieżowo-wszystko sprzedających  Macy's. Można podziwiać ogromne (jak to w Ameryce) balony Snoopiego, Pokemonów, Spidermana i innych dziwolągów, występy artystów na platformach i tańce.
To jedna wielka reklama  przed Bożym Narodzeniem. Swoje platformy mają linie lotnicze, sklepy odzieżowe, spożywcze, biura podróży itp.
Oczywiście parada jest rano, więc wszystkie panie domu, które walczą z wepchnięciem piętnastokilowego indyka do piekarnika, mogą obejrzeć paradę w TV.
A gdzie tu w tym wszystkim jest Thanksgiving, czyli dziękczynienie?
Jak sama nazwa wskazuje, w tym dniu powinniśmy dziękować za coś. Dziękować każdy może za co chce, za indyka na stole, za wielki brzuch, za kolejnego hamburgera gratis, którego udało się zdobyć dzięki kuponom, za zdrowie, za poczucie humoru, za teściową, która mieszka daleko itp.
Z mojego punktu widzenia (jako life coacha) to jest świetne święto, aby choć raz w roku być za coś wdzięcznym i zastanowić się tak na prawdę co jest w naszym życiu warte podziękowania. Co więcej, zrobienie listy z dwudziestoma pozycjami, za które możemy być wdzięczni, sprawia, że dostajemy motywacyjnego kopa i poprawia nam się humor.
Szkoda, że w Ameryce tylko nieliczni rozpoczynają dziękczynny obiad od podziękowań... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz