Wielu z was z pewnością zna serial
„Ostry dyżur” (ang. ER). Dla tych co nigdy o nim nie słyszeli,
powiem krótko: serial o szpitalu, jak sama nazwa wskazuje. Lekarze
ratują życie, zlepiają nogi i ręce, tamują krwawienia, robią
trepanacje czachy. Pielęgniarki zakochują się w doktorach, a
lekarze w pacjentach... Wszystko piękne i ładne, tak jak to bywa w
amerykańskich filmach.
Zawsze zastanawiałam się jak wygląda
prawdziwy ostry dyżur w USA, w prawdziwym szpitalu, z prawdziwym
doktorem i prawdziwą pielęgniarką.
Pod przykrywką pacjenta, udałam się
do szpitala na przeszpiegi... i wygląda to tak:
W recepcji pani sprawdza twoje
ubezpieczenie zdrowotne (W USA wszystko jest prywatne, jak nie
płacisz ubezpieczenia, płacisz z twojego portfela...), daje
formularz do wypełnienia, zakłada na twój nadgarstek „bransoletkę”
z kodem i twoim imieniem. W tym momencie przestajesz być
człowiekiem, równie dobrze mogliby ciebie postawić na regale w
supermarkecie. Jest kod i plakietka, a kto wie czy po zeskanowaniu
kodu nie pojawi się na wyświetlaczu cena...
Po dokonaniu wszystkich formalności,
jesteś proszony (BEZ ŻADNEJ KOLEJKI) do gabinetu lekarza numer 1.
Ten pyta co się dzieje. Mierzy temperaturę i ciśnienie. Wszystko
wpisuje do komputera, który magicznymi kabelkami połączony jest z
centrum dowodzenia ER! Tam już wiedzą co jest z Tobą nie tak i
kombinują w jakim pokoju ciebie umieścić i do którego lekarza
przypisać.
Lekarka numer 1 prowadzi cię do
twojego pokoju, lub na salę oddzieloną zasłonkami. Tam przejmuje
dowodzenie pielęgniarka. Mówi żeby się rozebrać, wskoczyć w
koszulę nocną bez pleców, położyć się w łóżeczku i poczekać
na lekarza. W międzyczasie podaje pilota od telewizora i pyta jak
się czujesz.
Po kwadransie przychodzi lekarz numer
2. Pyta co się dzieje i zleca badania.
Na badania jedzie się wygodnie na
łóżku, ale już bez telewizora....
Przy każdym badaniu twoja magiczna
bransoletka z kodem kreskowym jest skanowana, a jak już ciebie
prześwietlą, „przerezonansują”, upuszczą tobie trochę krwi,
zmuszą do oddania moczu, wracasz do pokoju i masz jakieś 30-50 min
na to, żeby odpocząć, albo podsłuchać innych pacjentów, którzy
leżą w pokojach obok.
Po niecałej godzince przychodzi lekarz
numer 2 z twoimi wynikami i wydaje diagnozę. Wszystkie wyniki
dostajesz do ręki, ze szczegółowym opisem choroby (jeśli taką
wykryją) i z adresem lekarza, który powinien przejąć dowodzenie.
Dołączone są też recepty.
Cała procedura przebiega sprawnie, tak
jak w serialu. Lekarze i pielęgniarki są mili i uczynni. Brakuje
tylko George'a Clooney'a...