Odkrywanie
Ameryki może być piękne i przyjemne, ale także wymagające,
męczące i
niebezpieczne. Nadszedł czas na odkrycie restauracji.
niebezpieczne. Nadszedł czas na odkrycie restauracji.
W
ciągu pół roku udało mi się odwiedzić ponad trzydzieści
różnych miejsc, gdzie na ogromnych talerzach, przypominających
anteny satelitarne, używając sztućców, które bez problemu mogły
by służyć do karmienia słonia, próbowałam różnego rodzaju
potrawy.
Jak
już pisałam w poście „Jak
przytyć 100 kg w 2 tygodnie czyli dieta cud”, porcje
w USA są ogromne. Przeciętny Polak, zjadłby jedną porcję wraz z
żoną i 3 letnim dzieckiem i pewnie jeszcze zostałoby coś dla
psa.
Dziś
jednak nie o rozmiarach, a o rodzajach, jakości, obsłudze i
chlorze.
Dobrze
wiecie z lekcji historii, że Ameryka historii nie ma. Bez historii
nie ma jedzenia. Nie ma tradycyjnych potraw. Kicha.
Możecie
pomyśleć, że przecież hot-dogi i hamburgery są amerykańskie.
Niestety... nie są. Hamburger jak sama nazwa wskazuje, pochodzi z
Hamburga, czyli z Niemiec, tak jak i hot-dog (bułka z
frankfurterką...).
Brak
historii sprawił, że w USA są miliony restauracji ze wszystkich
krajów świata.
Najpopularniejsze
są restauracje amerykańskie (serwujące niemieckie hamburgery i
t-bone steaks czyli steki z kością prosto z Włoch), meksykańskie
(z burritos, tortillas, enchiladas), chińskie (makaron, nudle, psy i
koty), włoskie (z makaronem i z pizzą, która z pizzy ma tylko
nazwę), a potem zaczyna się już cała litania restauracji z
wszystkich krajów świata, czyli restauracje: afgańskie,
marokańskie, wietnamskie, salwadorskie, etiopskie, japońskie,
sudańskie, argentyńskie, jamajskie, holenderskie, egipskie,
kolumbijskie, irańskie, zanzibarskie itd. Pomyśl o jakimkolwiek
kraju na ziemi, a z pewnością znajdziesz w USA chociaż jedną
restaurację z tego miejsca. Ja wymieniam tylko te, które znajdują
się w Waszyngtonie DC i okolicach.
Jak
widać, jest w czym wybierać. Amerykanie rzadko gotują, dlatego
restauracje są na każdym rogu ulicy, a jeśli nie ma restauracji, to
jest fast-food. Nie można ich zostawić głodnych, bo głodny
Amerykanin, to zły Amerykanin, a zły Amerykanin może być
nieobliczalny...
No,
ale do rzeczy. Czas wziąć pod lupę obsługę. W USA kelnerzy
zarabiają na godzinę 2,13$ (trochę to się różni w zależności
od Stanu). Mało? Tak, bardzo mało, ale bez obaw. Prawdziwą kasę
robią na napiwkach. W Stanach jest obowiązek płacenia napiwków,
przeważnie 15-20% wartości rachunku. Jak jesteście niezadowoleni
to ok. 10%, ale napiwek tak czy tak trzeba dać.
Czyli
co to oznacza? Jaka jest obsługa?
Przeważnie
baaaardzo miła. Tak miła, że jakby mogli wejść wam w tyłek, to
pewnie by weszli. Tak miła, że co 5 minut pyta się czy wszystko
ok. Tak miła, że proponuje wam deser akurat wtedy kiedy próbujecie
pogryźć kawałek mięsa twardego jak podeszwa buta. Tak miła, że
jak wręcza rachunek, to powtarza 10 razy „Miłego dnia”. Tak
miła, że chcąc nie chcąc musisz zapłacić napiwek, a obiadek w
restauracji średnio kosztuje 30-40$ (za dwie osoby).
Najgorsza
sytuacja jest wtedy, kiedy obsługa jest miła, a jedzenie okropne...
a okropnie jedzenie jest w większości restauracji. Wtedy jest
dylemat...
Żeby
znaleźć miejsce, w którym jedzenie jest pyszne i na które nie
wydasz połowy twojej pensji, musisz się nieźle naszukać. Mnie
szukanie kosztowało zatruciami w ponad 20% restauracji, które
odwiedziłam.
Dobrym
sposobem, żeby się nie zatruć, jest picie alkoholu. Piwo, wino,
cokolwiek, żeby bakterie się upiły i nie atakowały. Najlepiej pić
wszystko to, co nie jest wodą. W USA, woda w restauracjach podawana
jest do każdego posiłku, przeważnie stawiają szklankę bez
pytania na twoim stoliku i dolewają wody za każdym razem kiedy
widzą, że wypiłeś chociaż łyk. Szklankę masz zawsze pełną. Z
pragnienia nie umrzesz, o ile lubisz chlorowaną wodę prosto z
basenu.
W
restauracjach w całych Stanach, od Buffalo po Orlando, podają
chlorowaną wodę prosto z kranu, a ja zastanawiam się jak amerykańce mogą to pić! Zapytaj Amerykanina dlaczego woda ma smak chloru, a odpowie, że
ci się wydaje... Dlatego jeśli nawet znajdziesz „zdrową”
restaurację, to i tak zatrujesz się tam chlorem....
Czyli
jak się je w restauracjach w USA?
Jeśli
nie masz czasu na szukanie dobrej restauracji i nie pijesz alkoholu,
to zjesz przeciętnego steka, z którego będzie lała się krew
jak na horrorach z lat osiemdziesiątych, popijesz wszystko
chlorowaną wodą, a jeśli masz wrażliwy żołądek, resztę dnia
spędzisz w toalecie.