Teksas
to nie USA, to oddzielny kraj. Dawno, dawno temu, (ale nie tak dawno,
jeśli weźmiemy pod uwagę historie Starego Kontynentu) w 1835,
powstała Lone Star Republic, czyli Republika Samotnej Gwiazdy. 10
lat później Teksańczycy ubłagali Kongres USA o uznanie Lone Star
Republic jako Stanu. Od tej Pory Teksas nazywa się The Lone Star
State.
W
USA flagi powiewające przy każdym domu, sklepie, stacji benzynowej
to normalka, ale w Teksasie jest inaczej, amerykańska flaga
zastąpiona jest teksańską i nawet na billboardach muszą wspomnieć, że to w końcu Texas, a nie Wyoming!
Teksańczycy
są bardzo dumni, że mieszkają w Teksasie, że mają niezrozumiały
dla przeciętnego turysty akcent, że plują na ulicy, tak jak to
robili kiedyś kowboje na westernach.
Co
ciekawe, uważają się za lepszych Amerykanów, a przynajmniej
sprawiają takie wrażenie. To dość interesujące, bo Teksas był kiedyś
Hiszpański, więc zadzierać nosa powinni tam raczej wszyscy
Latynosi, których nawiasem mówiąc tam nie brakuje.
90%
moich znajomych nie lubi Teksańczyków i coś mi się wydaje, że
90% Teksańczyków nie będzie lubiła moich znajomych.
W
Teksasie bardzo popularne jest zdanko: „Don't mess with Texas”.
Są z nim znaki drogowe, billboardy, koszulki, kubki itd. Do
znudzenia Teksańczycy powtarzają tę frazę, jako motto ich Stanu.
Szkoda tylko, że nie każdy mieszkaniec Teksasu wie, co to zdanie
właściwie znaczy.
Gwoli
wyjaśnienia: według Teksańczyków oznacza to po prostu „Nie
zadzieraj z Teksasem”. Każdy teksański macho ma to zdanie wyryte
na klacie. Natomiast według Teksańskiego Departamentu Transportu,
to po prostu nazwa kampanii, która miała zapobiec zaśmiecaniu
dróg. Mess – oznacza bałagan. Dzięki grze słów powstał ten
oto slogan, który miał ostrzegać przed wywalaniem śmieci na
ulicę... ot ze zwykłej kampanii anty-śmieciowej, powstało motto
drugiego co do wielkości Stanu w USA. I tu ciekawostka: dla
niektórych Teksańczyków wiadomość o tym, że są drugim co do
wielkości Stanem w USA to herezja, kłamstwo, fałsz i nieprawda!
Pytani
o największy stan w USA, odpowiadają, że to właśnie Texas i nie
wiedzą, że Alaska jest prawie 3 razy większa... Przekazując im tą
wiadomość musimy być pewni, że nie stoimy na linii strzału...
Poza tym, jeśli przyjrzycie się zdjęciu z hamburgerem, które umieściłam powyżej, zobaczycie, że widnieje tam napis "Biggest State" (Największy Stan).
No,
ale z drugiej strony nie można się im dziwić... na mapie Texas
wygląda na większy... zobaczcie sami...
Nawiasem
mówiąc, trzeba się porządnie wysilić, żeby Teksańczyka
zrozumieć. Amerykanie mówią jakby mieli wepchniętego hamburgera w
gębę, a Teksańczycy jakby do tego hamburgera zamiast sosu
majonezowego dodali super glue.
Teksańczycy
to bardzo mili ludzie, wystarczy, że jesteś biały i z Teksasu, a
pokochają cię jak własną rodzinę. Mówiąc o byciu miłym... na
znaku witającym nas w Stanie Texas jest napisane bardzo mądre
zdanie: „ Drive friendly – The Texas Way” (Jedź przyjaźnie –
w Teksański sposób).
Przyjaźnie... każdy wie jak to jest, ale co
oznacza tajemniczy Teksański sposób?
Przejechałam
przez cały Texas i zaobserwowałam ich „Texas Way”. Przepisy, a
szczególnie ograniczenia prędkości są opcjonalnie. Przy limicie
prędkości 60MPH (mil na godzinę) wszyscy jadą co najmniej 70MPH. Zajeżdżają
drogę, wymuszają pierwszeństwo, a co niektórzy jako pasażera na
przednim siedzeniu mają karabin.
Jednak Idaho przebija "The Texas Way"...
Tam to dopiero są „przyjaźni” na drogach, ale o tym napiszę
innym razem...
Mówi
się, że w Teksasie wszystko jest duże, a ja tak jadę przez ten cały Texas i ani drogi nie szersze, ani mój samochód się nie
powiększa, tylko Ci wszyscy ludzie jakoś stracili na wysokości i
zyskali na szerokości.
Drogi
w Teksasie są proste i jak mówię proste to mam na myśli, że
lekki zakręt możecie napotkać co 30 mil... jak dobrze pójdzie!
Kiedy
jedziecie przez Teksas, musicie pamiętać, żeby nie zasnąć za kółkiem, a jeśli już to zrobiliście i poczujecie zapach podobny
do benzyny, nie wpadajcie w panikę, to wcale nie znaczy że coś nie
tak z waszym autem, to oznacza, że wjechaliście w rejon gdzie
wydobywa się ropę naftową.
Teksańskie
miasta i miasteczka niczym się nie różnią od miast w innych
Stanach. Jedyny wyjątek, to San Antonio (o tym w następnym poście).
Przydało by się kilka San Antonio na wschodnim wybrzeżu!
Mimo
niezbyt przyjaźnie nastawionych Teksańczyków, czuje się tam
fajną, wyluzowaną atmosferę, a niektórzy ludzie, jak się dobrze
poszuka, są całkiem sympatyczni, dalej wyniośli, ale już nie chcą
przyłożyć broni do Waszych skroni. Powietrze przepełnione jest
dumą i niepowtarzalnością, i przemierzając Teksas, z każdą
przejechaną milą, udziela nam się ta atmosfera i sami stajemy się
dumniejsi i bardziej niepowtarzalni. Z czego? A tak ogólnie... że
jesteśmy w Teksasie, że jedziemy przez całe USA, że pijemy kawę
ze Starbucksa, że nas nie zastrzelili...
I
na koniec mogę dodać z pochyloną głową, podporządkowując się
do „Don't mess with Texas”: Teksas jest wspaniały i
niepowtarzalny! Życzę każdemu z Was, żeby ten Stan zwiedził, jako że jestem „friendly”, ale nie „The Texan
Way”.