Niestety, od czasu do czasu, każdy z nas, prędzej czy później ląduje na
fotelu dentystycznym. Sprawdzenie, borowanie, czyszczenie, wyrywanie, wkręcanie...
Co
roku regularnie odwiedzam dentystę. Zazwyczaj robię to w Polsce.
Tym razem po raz pierwszy, odważyłam się złożyć wizytę u
stomatologa made in USA.
Nikomu
nie życzę wizyty u amerykańskiego dentysty, jeśli wydatków na leczenie u stomatologa nie
pokrywa ubezpieczenie zdrowotne.
Jako, że byłam nowym klientem, zaoferowano mi czyszczenie, sprawdzenie i prześwietlenie
za „skromnie” 99 dolarów.
Skorzystałam
z okazji i pobiegłam na wizytę.
Zostałam
przywitana przez piszczącą asystentkę, która ze sztucznym
uśmiechem od ucha do ucha, posadziła mnie w fotelu dentystycznym bez czekania w kolejce! W oddali
słychać było muzykę klasyczną (Cztery
pory roku Vivaldiego), ale
w momencie, w którym usiadłam się na przedwojennym fotelu rodem z
horroru, usłyszałam utwór, który moim zdaniem powinien być
zakazany w gabinetach dentystycznych: Lot Trzmiela... Posłuchajcie
sami:
A
dentystka... a dentystka... poszła do kolejnego klienta...
Naszedł
czas na czyszczenie zębów czyli na „odkamienianie”. Pani
stomatolog zostawiła na fotelu drugiego klienta i zabrała się za
czyszczenie moich ząbków. Przerwała w połowie i oświadczyła, że
idzie do klienta, którego zostawiła chwilę wcześniej. Czyszczenie
zostało dokończone przez asystentkę! AAAAAAAA....!!!! Całe
szczęście wszystkie zęby mam jeszcze na swoim miejscu. Dentystka
przyszła po pół godzinie i poprawiła to co asystentka
spierniczyła.
Potem
radośnie oświadczyła, że wszystko jest OK, ALE... ALE..... pokaże
mi prześwietlenie, bo tam jest kilka rzeczy, które należy
wyleczyć. Okazało się, że mam 3 ząbki do roboty (rok wcześniej
u mojej dentystki w Polsce było wszystko pod kontrolą)... Spytałam
ile to będzie kosztować, a dentystka zamiast odpowiedzieć,
wcisnęła mi siateczkę z gratisową pastą i szczoteczką do zębów
i powiedziała, że w recepcji wszystko mi wyjaśnią.
Małomówna
pani recepcjonistka wręczyła mi mój „kosztorys borowania” i
jak zobaczyłam ceny, wszystkie zęby prawie mi wypadły.
Wyobraźcie
sobie, że za jeden ząbek dentystka sadystka liczy sobie skromnie
215 dolarów. Żeby nie rzucać słów na wiatr, oto zdjęcie mojego
kosztorysu.
Recepcjonistka
nalegała żebym umówiła się na borowanie już teraz, ja jednak
odpowiedziałam, że za taką cenę to mam bilet do Polski i
borowanie u mojej dentystki, u której gabinet wygląda jak z XXII
wieku, a nie sprzed pierwszej wojny światowej.
Spytałam
też ile będzie mnie ewentualnie kosztować kolejne czyszczenie
zębów...
Jako
stały klient, za drugą wizytę zamiast 99$, płaci się 169$! Tak
traktuje się stałego klienta!
Amerykańscy
dentyści czyhają na waszą naiwność i chcą wyciągnąć od was
lub od waszej ubezpieczalni jak najwięcej kasy.
Pokuszę
się nawet o stwierdzenie, że specjalnie osłabiają wasze zęby,
żebyście wrócili do dentysty jak najszybciej. Dlaczego tak uważam?
A dlatego, że po ostatnim czyszczeniu moje zęby stały się
nadwrażliwe (nigdy nie miałam tego problemu w Polsce)... Ciekawe
prawda?
Czy
pójdę jeszcze raz do dentysty w USA?
NIE,
o ile nie będzie to ostateczność. Nie mam zamiaru wrócić do
Europy ze sztuczną szczęką i pustym kontem bankowym...
Te historie są czasem niewyobrażalne. Bardzo ciekawie się to czyta muszę przyznać.
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł. Trzeba uważać na dentystów
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńciekawe
OdpowiedzUsuńE tam, jaki sadysta :P
OdpowiedzUsuńNo niestety na różnych lekarzy w swoim życiu trafiamy, ale myślę, że ostatecznie zawsze jakoś z sytuacją można sobie poradzić. Ja poszukuję dla swojej babci jakiegoś dobrego specjalistę, jeśli chodzi o protetykę. Dobre opinie posiada to miejsce - https://dentystagdynia.pl/oferta/protetyka/ , więc mam nadzieję, że trafi w bardzo dobre ręce, bo właściwa opieka jej się należy.
OdpowiedzUsuń